19 grudnia 2011

Rozdział V

Po długiej przerwie chociaż nie do końca z własnej winy kolejny rozdział :) W oryginale ten i następny były jednym, lecz ze względu na długość rozdzieliłam go na dwa.
Miłego :)



- Gotowi? – zapytał tylko po to żeby móc obrócić się do tyłu, gdzie siedział Yoku i zerknąć na niego.
- Yosh – oznajmił Tenshi zapinając pas.
- Yoku uczy cię japońskiego – uśmiechnął się zadowolony, a Tenshi uśmiechnął się do niego szeroko i kiwając głową powiedział tylko:
- Yosh!
JiWoon pokręcił tylko głową i wyjechał samochodem z podjazdu.
Dobrze, że niektóre supermarkety stoją jeszcze za miastem, przynajmniej nie będą musieli pchać się w centrum, które o tej porze tygodnia ściąga nie tylko ludzi z przedmieść Seulu, ale i z okolicznych wsi i miasteczek. Jeśli musiał zrobić coś w sobotę na początek długo powtarzał sobie: cierpliwości albo miał ochotę wziąć coś na uspokojenie. Na szczęście IKEA nie stała w centrum, chociaż na tłumy i tak musiał się przygotować, pewnie wszyscy zdecydowali się kupić meble w tym samym dniu co on.

Yoku miał wrażenie, że wujowi bardziej zależy na kupieniu kilku mebli do jego pokoju niż jemu.
- Wujku – mruknął – ale naprawdę nie trzeba – próbował mu to wyjaśnić po raz kolejny.
Tenshi wyprzedził ich i oglądał coś kilkanaście metrów przed nimi zagłębiając się w pokazowe mieszkanie.
- Yoku – JiWoon stanął i spojrzał na niego uważnie, aż Yoku spuścił głowę i oczekiwał co najmniej reprymendy za nieznośne marudzenie, ale wuj ujął jego brodę w palce i podniósł na wysokość oczu. – trzeba, pozwól coś sobie kupić. Widzisz, Tenshi biega i pewnie znajdzie milion rzeczy, które chce.
- Ale to twój syn – przypomniał.
- Ty też – powiedział JiWoon, chociaż dziwacznie ciszył się, że Yoku nie jest jego prawdziwym dzieckiem.
- Dobra, nie będę marudził – uśmiechnął się wreszcie Yoku.
- To wybierz coś w końcu – poprosił JiWoon obejmując go ramieniem i Yoku poczuł się nagle dziwnie niezręcznie, choć nie umiał sobie wyjaśnić dlaczego. Znowu wymyśla i coś mu się roi w głowie. – Potrzebujesz jakiejś lampy, masz tylko to maleństwo przy biurku... szafki, komody...
- Tato – Tenshi pojawił się nagle przed nimi – znalazłem coś genialnego – oświadczył i odbiegł kilka kroków dalej machając do nich ręką żeby podeszli tu szybko i obejrzeli... jak się okazało fioletową lampę, która błyszczała kilkunastoma maleńkimi światełkami. – Super, nie – ekscytował się chłopak – będzie mi pasować do pokoju.
- Tenshi... – jęknął JiWoon.
- Co ci się znów nie podoba? – oburzył się wsadzając dłonie do kieszeni. – Jesteś taki mało wyluzowany – prychnął i ruszył przed siebie.
- Wuju – spojrzał na Yoku, który ścisnął jego ramię i wpatrywał się w górę – patrz jaka lampa – dodał cicho jakby powierzał mu jakąś tajemnicę i pokazywał na dużą lampę, która wyglądała jak dmuchawiec, pełen niewielkich pyłków. – Niesamowita – szepnął, a Lio zamiast na lampę zerknął na chłopca i jego roziskrzone oczy.
- Bierzemy – oznajmił.
- Co? Ale wuju, ja tylko...wujku – jęknął wydymając wargi i JiWoon miał ochotę ścisnąć jego policzki i ucałować, tak jak robił JaeJoongowi.
- Przecież widzę, że ci się podoba – zaśmiał się i odszukał na wyświetlaczu z produktami lampę. Nacisnął guzik i czekał aż maszyna wydrukuje kod.
- Tenshiemu też podobała się lampa – zauważył zawstydzony Yoku.
- On ma w pokoju dwie lampy i jeszcze jedną w piwnicy, niepotrzebna mu kolejna. - Jeszcze taka – westchnął na myśl o paskudztwie, które chciał jego synek. – Dobra, jedną rzecz już mamy – oznajmił chowając kwit do portfela. – Teraz reszta.
- Mogę choć za lampę sam zapłacić? – zasugerował Yoku.
- Yoku – san – zdenerwował się żartobliwie – nie wiedziałem, że jesteś taki uparty.
- Nie jestem – mruknął cicho. – Nie mów do mnie Yoku – san – uśmiechnął się lekko do JiWoona, w końcu on do siebie nie pozwala tak mówić.
- Grzebiecie się – oznajmił Tenshi, który znowu wyrósł przed nimi zupełnie niespodziewanie. – Znalazłem coś super, ale to już musisz mi kupić – oświadczył uśmiechając się do JiWoona tak ładnie jak tylko potrafił. – Bez tego nie mogę żyć.
- Znalazłeś nerkę? – zasugerował.
- Co ty próbujesz być dziś taki zabawny? – prychnął Tenshi – I bez pościeli nie mogę – skinął głowa. – Chodź Yoku – pociągnął chłopaka za sobą. – Jak mamy ci coś kupić to pościel też ci się przyda – oznajmił – widziałem taką, która będzie ci pasować! – ekscytował się, wiec Yoku nie miał wyboru i pobiegł za nim do sterty pościeli i katalogów, w których Yoku miał sobie COŚ wybrać.
- Tato ty też sobie kup – zaproponował  Tenshi machając Lio przed oczami kwitkami na poszewki i poduszkę, bo nagle stwierdził, że jego kuzyn śpi na płaskim i to źle.
- Mam – stwierdził rozglądając się za czymś jeszcze co pasuje do pokoju Yoku. Chciał żeby chłopak miał w pokoju przytulnie i żeby wchodząc tam nie czuł się jak w odwiedzinach u krewnych, ale u siebie.
- Co ci się jeszcze przyda Yoku? – zapytał. Tenshi znów wybiegł przodem szukając czegoś wyjątkowego jak zapowiedział.
- Stolik – powiedział odruchowo chłopak oglądając kubki z zielonego szkła. Może kupią sobie trzy takie kubki i jak siądą razem, któregoś dnia napiją się z takich samych?
- Nareszcie mówisz co chcesz – ucieszył się JiWoon, a Yoku spojrzał na niego przestraszony, ale w końcu zrezygnował poddając się całkiem pomysłowi wuja. – stoliki są tam – wskazał strzałkę w prawo.
- Znalazłem coś niesamowitego! – krzyknął nagle Tenshi, znowu.


Wuj miał rację – stwierdził Yoku rozglądając się po nowo umeblowanym pokoju. Teraz czuje się tutaj jak we własnym pokoju, choć ten zupełnie nie przypomina jego domowego.
Podciągnął kolana pod brodę i przyglądał się wszystkiemu z zadowoleniem. Tensh pomógł mu wszystko przestawić i ustawić, po czym zniknął gdzieś zostawiając go samego. Ale cieszył się, bo mógł ułożyć spokojnie swoje rzeczy - ubrania w szafie, książki na zgrabnych półkach i komiksy, a teraz rozglądał się po swoim małym królestwie z zadowoleniem.
Opadł na łóżko, na nową poduchę i uśmiechał się w stronę sufitu, a następnie w stronę wiklinowego fotela, który ustawił blisko okna. Będzie tam siedział, czytał i pisał i na pewno będzie mu tu dobrze.
Obrócił się na bok. Może teraz zdrzemnie się chwilę? Na chwilę, a potem... Ułożył głowę wygodnie na poduszce i zamknął oczy. Na chwilę.


Gdzie jego syn poszedł – nie miał pojęcia, ale skoro coś chciał to mógł się domyślić, że Tenshi akurat w tym momencie zniknie. Może Yoku będzie wiedział, gdzie jest.
- Yoku – zapukał do drzwi z tabliczką Itako. Tenshi postarał się z tym, nawet on dostał swoją z napisem: szef domu Park JW. – Yo... – umilkł widząc, że chłopak leży na łóżku, zwinięty w kłąbek z ręką przy ustach i śpi spokojnie.
W pierwszym odruchu chciał się wycofać żeby go przypadkiem nie obudzić, ale zaraz opanował się i pomyślał, że to dobra okazja żeby spojrzeć na niego swobodnie chociaż na moment. Nie umiał wyjaśnić sobie czemu tak bardzo lubi śledzić go wzrokiem, lecz nie umiał się na niego napatrzeć.
Podszedł na palcach do fotela, z którego zwisał ciemnobrązowy koc i równie ostrożnie zbliżył się do łóżka i okrył chłopca. Może zmarznąć, już późno a wieczory są chłodne. Jeszcze się przeziębi...
Przykucnął przy nim i chwilę wpatrywał się w spokojną buzię. Wyglądał jakby było mu teraz bardzo dobrze, we własnym świecie sennych marzeń.
Pogłaskał go wierzchem dłoni po policzku.
Przypominał Jae, dlatego przez pierwsze dni tak się za nim oglądał, bo jego młodość przypominała mu młodość JaeJoonga, jego młodość i tamtą miłość, ale teraz patrzył na Yoku jako na kogoś zupełnie innego od Jae, podobnego, ale nie identycznego... Słodki. Mógłby tak na niego patrzeć, ale nie powinien... Powinien być tylko dobrym wujem. Idzie – postanowił, a Yoku w tej samej chwili rozchylił powieki i spojrzał na Lio jak na kawałek snu.
Rusz się – powtarzał sobie w myślach, czując jak serce obija mu się o żebra. Yoku patrzył na niego chwilę, po czym uśmiechnął się słodko i z powrotem wtulił w ciepły materiał.

9 stycznia 2011

Rozdział IV

- Możecie mówić do siebie normalnie – poprosił JiWoon stojąc z kubkiem kawy w jednej ręce i gazetą w drugiej. Od tygodnia na przemian słyszał: Tenshi – kun lub Yoku – hyung i już zaczynało kręcić mu się w głowie od międzynarodowego słownictwa, zwłaszcza jak jeszcze przyszły bliźnięta i kun-ów oraz chan-ów było dwa razy więcej. – Jesteście kuzynami, nie musicie być tacy oficjalni – dodał upijając kawy i zerkając na zawstydzoną minę Yoku. Okropne, ale lubił jego twarz pokrytą rumieńcem. Boże, co on znowu wymyśla – pomyślał z rezygnacją dla samego siebie.
- Powinieneś być dumny, że jesteśmy tacy grzeczni – oświadczył Tenshi kończąc połykać kanapkę, bo oczywiście znów wstał za późno i będzie w szkole na styk, jeśli się nie spóźni. Poprawił kołnierz niedopitego mundurka i wstał od stołu. – Dobre było, ale mało. Będę leciał – oznajmił chwytając plecak spod stołu.
- Wypuść...
- PA! – wrzasnął i już go nie było.
- Fantę – dokończył sam sobie JiWoon. Czy on też był taki w jego wieku? Czy jego brat, a ojciec Tensha taki był? – zastanowił się – eh, był...
- Nie idziesz dziś do pracy oji – san? – zapytał Yoku po grzecznym powiedzeniu: dziękuję, i sprzątnięciu talerzy ze stołu.
- Potem mam spotkanie, na razie popracuję w domu – wyjaśnił. To miłe, że pyta – pomyślał obserwując chłopaka.
- Miłego dnia oji – san – nie zauważył, przez to zapatrzenie, że Yoku uprzątnął wszystko. Zrobiło mu się głupio, że Yoku sprząta, kiedy mówił czuj się jak u siebie, to nie oznaczało przygotowuj śniadania i sprzątaj po nich, bo mój syn nie potrafi tego zrobić, i drugie głupio zrobiło mu się, że patrzył na niego jak zaczarowany.
- Tobie też Yoku – uśmiechnął się i obrócił do okna żeby widzieć, jak chłopak idzie powoli do furtki, wychodzi i idzie w stronę przystanku metra. Nie chciał żeby go dzisiaj podrzucać do szkoły, chociaż TaeHwa proponował, że podwiezie go po drodze do pracy, bo stwierdził, że musi nauczyć się jeździć tutejszym metrem. Tenshi tłumaczył mu co i jak, ale w końcu stwierdził, że póki się nie przejedzie to się nie przekona i miał rację. JiWoon zawsze zapominał, że to nie jest takie proste, na jakie może wyglądać.
Rzucił gazetę na stół i ruszył do gabinetu.
Na lunch jest umówiony ze swoim pracownikiem i osobą, która według niego stanie się hitem wytwórni jakiego jeszcze, przynajmniej w tym roku, nie było.
Usiadł w skórzanym fotelu i rzucił: włącz do komputera, który zamrugał światełkami, a JiWoon napił się kawy i spojrzał przez okno. Wrzesień zapowiadał się ładny i ciepły i dobrze, nie lubił jesiennej chlapy.
- Email – rzucił do włączonego komputera, który od razu wyświetlił skrzynkę mailową zapchaną mnóstwem wiadomości, których nie miał dzisiaj otwierać. Miał dzisiaj nastrój na nic nie robienie i po raz pierwszy od dawna praca mu przeszkadzała. Niby był szefem i według teorii mógł robić co chciał, ale to tylko teoria. Jako szef musi robić najwięcej, a dzisiaj tak mu się nie chce.
Odłożył kubek na stolik i sapnął podpierając się na ręce, po czym wypisał na dotykowej klawiaturze: oji – san.
- ... dziadek?!?!?! – zawołał czytając, że to oznacza nie tylko wuja. Wygląda na dziadka w oczach Yoku? – opadł na fotel i wpatrywał się z niedowierzaniem w ekran starając się powstrzymać przed poderwaniem z krzesła i pobiegnięciem do łazienki, żeby przed lustrem sprawdzić jak bardzo jest pomarszczony.
Dotknął twarzy. Dobra, może nie ma skóry dwudziestolatka, ale dziadek?! Okropne. Straszne.
- Yoku, jak możesz – powiedział zastanawiając się jak dużo ma siwych włosów, których dotąd nie zauważał i czy jeszcze rok lub dwa i będzie cały biały i pomarszczony jak stare jabłko. Porażka.
Wypił jednym haustem resztkę kawy. Nie chce żeby Yoku myślał o nim jak o rozpadającym się wujaszku. Pewnie dlatego tak sprząta i pomaga w domu, bo myśli, że on sobie nie daje rady, bo wysiłek może przyprawić go o zadyszkę, a nawet zawał.
Super – poczuł się nagle jakby miał sto lat.
- Co jest? – smętnym głosem odebrał telefon. Dziadek! – nie mógł w to uwierzyć.
- Szefie, bo ja mam takie pytanie....


- Też wymyśliłeś, malinowe – prychnął Shinpei.
- Lubię malinowe – oznajmił Manpei beztrosko odpakowując batonika i odgryzając kawałek po czym jego mina zaczęła wyrażać całkowitą błogość i uwielbienie dla producenta czekolady.
- Ale dziewczyny nie – przypomniał mu brat.
- Dlatego wzięliśmy kokosowe – przypomniał ruchem głowy wskazując swój plecak, w którym zapakowana w torebkę papierową leżała niewielka bombonierka dla sióstr. – Chcesz batona? – zapytał mnąc w dłoni opakowanie po tym, którego właśnie zjadł.
- Chcę – przyznał Shinpei.
- Jak was tak widzę to się dziwię, że nie macie wielkich tyłków – usłyszeli nagle za sobą, a po chwili i poczuli, bo Tenshi klepnął ich w ramiona. – Tyle cukru – pokręcił głową.
- Już cię wypuścili z przedszkola – pstryknął go w nos Shinpei.
- A ciebie z zoo? – uśmiechnął się szeroko, a Manpei pacnął go w czoło batonikiem, który Tenshi wziął i chętnie rozpakował i z jeszcze większą chęcią wgryzł się w słodką masę.
- Znów tuczycie siostry? – zapytał.
- Chcemy im zrobić przyjemność – wyjaśnił Manpei i pstryknął go palcem w nos.
- One wam kupują autka? – zaśmiał się Tenshi, a Shin objął go ramieniem za szyję i przyciągnął do siebie mocno. – Au – stęknął wymownie Tensh, ale Shinpei nic sobie z tego nie robił. Jadł batonika i nadal ściskał jego szyję. – Puść mnie – wysyczał chłopak.
- Źle ci przy moim boku – zbulwersował się Shin i nadal go nie puszczał. – Poczuj się bezpiecznie...
- Właśnie czuję się zagrożony – uwolnił się spod ramienia przyjaciela i zaczął masować kark. – Ty jesteś niebezpieczny – oświadczył. – Ty też – spojrzał na Manpeia – bo jesteś jego klonem – dodał. – A teraz dajcie jeszcze jednego batonika – uśmiechnął się szeroko.


Może to było szaleństwo i głupota z jego strony, ale myślenie o sobie jako o dziadku przez cały dzień nie dawało mu spokoju.
Dziadek? Wujek, to rozumie, od dawna jest wujkiem dla wielu osób, ale dziadek?! I to z ust Yoku? Z takich ust?! Nie, tego ostatniego wcale nie pomyślał.
Postanowił pokazać Yoku, że nie jest takim starym prykiem za jakiego pewnie go uważa i po skończonym spotkaniu, w czasie którego robił wszystko żeby się skupić poszedł do fryzjera i na zakupy. Podciął włosy i z zadowoleniem stwierdził patrząc na siebie w lustrze, że nie ma mnóstwa siwych włosów, ba, nie ma ani jednego. W sklepie spędził trochę więcej czasu, ale w końcu udało mu się kupić parę rzeczy żeby odświeżyć szafę. Przyjechał do domu z kilkoma torebkami i w nowych jeansach, które ubrał w sklepie i stwierdził, że leżą idealnie i on ich nie ściąga.
Wyciągnął wszystkie torby z samochodu i ruszył do domu. Z kuchni dochodziło światło więc chłopcy wrócili i pewnie szykują jakąś kolację, przynajmniej Tenshi szykuje, bo jego syn nie chodził głodny spać.
- Jestem – zawołał ściągając buty w przedpokoju.
- Nafescie – powitało go i głowa Tenshiego, który właśnie wkładał sobie do ust plasterek sera wyłoniła się zza ścianki dzielącej kuchnię od przedpokoju. – Byłeś na zakupach? – przełknął i przyjrzał się ojcu uważnie. – I coś jeszcze ze sobą zrobiłeś – zmrużył oczy.
- Byłem u fryzjera – powiedział kładąc torby na stole.
- Ktoś umarł i szykujesz się na stypę? – zapytał chłopak.
- Nie dobijaj mnie – poprosił z rezygnacją. – Obcinam włosy nie tylko jak ktoś umrze – zauważył – ty byś mógł przestać bać się fryzjera i też się obciąć – spojrzał krytycznie na Tenshiego.
- Ja się nie boję fryzjera! – aż zachłysnął się powietrzem z oburzenia. – Tak się teraz nosi – prychnął, bo co JiWoon może wiedzieć o modzie.
- Dostaniesz zeza – skwitował to wszystko.
- A tobie ta koszulka zafarbuje – odgryzł się patrząc na malinową koszulkę ojca. Odsunął krzesło i usiadł na nim zaczynając zaglądać do toreb.
- Czekaj – powstrzymał go – mam coś dla ciebie, choć nie zasłużyłeś – stwierdził.
- Nowe dvd? – oczy chłopaka zabłysły.
- Nie – uśmiechnął się przebiegle JiWoon. – Tadam!
- Co to jest!?! – Tenshi był gotów zerwać się z krzesła przerażony widokiem koszulki w takim samym kolorze jak jego, tylko nieco mniejsza.
- Dla ciebie – Lio podsunął mu to z uśmiechem.
- Nie będę tego nosił – oświadczył chociaż wziął ją do rąk.
- Bo ma normalny rozmiar niż reszta twoich ciuchów? – zapytał, a Tenshi wydął usta w jedynym ruchu, którym nieświadomie przypominał JaeJoonga.
- Yoku, patrz co mój tatuś wymyślił... – powiedział nagle Tenshi widząc kuzyna wchodzącego do kuchni w towarzystwie Fanty, która z wywieszonym językiem dreptała obok jego nogi. Wystawił w jego stronę koszulkę i czekał krzyk obrzydzenia, a JiWoon nieświadomie robił to samo. Nie chciał usłyszeć krzyku obrzydzenia co prawda, ale czekał na reakcję Yoku.
- Wow, świetnie wyglądasz oji – san... – powiedział pokonując nieśmiałość.
Oji – san? Nadal?!
- W tej koszulce, świetnie? – powątpiewał Tenshi mnąc swoją.
- Bardzo ładna jest, pasuje ci oji – san – uśmiechnął się wesoło i JiWoonowi zrobiło się bardzo miło na widok tego uśmiechu, ale nadal słysząc „oji” czuł się jak stuletni dziadziuś.
- Tenshiemu się nie podoba – zaśmiał się. Nie będzie przecież dramatyzował, dla dziewiętnastolatka jest człowiekiem w stanie rozkładu.
- Widzisz jakie to jest ciasne? – zaprezentował kuzynowi jak małą koszulkę ojciec mu kupił. – A tata wygląda w tym jak sadzonka – dodał zza materiału.
- Przymierz chociaż – poprosił Lio. Wypakuje potem. Teraz musi się czegoś napić. Czegoś co nie jest kawą, bo wypił już cztery dzisiaj.
- Dobra – mruknął i zaczął ściągać z siebie koszulkę i wciskać na plecy malinowy t-shirt. – To jest za... ciasne... – oznajmił gdy już wystawił głowę na zewnątrz.
- Gdzie? Świetnie jest, nareszcie cię widać spod ubrania – stwierdził JiWoon nalewając soku do szklanki, a druga ręką włączając czajnik, żeby zagotować wodę na herbatę.
- Ha ha ha – obciągnął bluzkę na ciele. – To nie jest mój styl. Yoku chcesz tą bluzkę?
- Co? Ja nie...
- Przymierz, jak będzie pasować to sobie weźmiesz – zaczął się z niej wygrzebywać chłopak i podał ją Yoku, który wziął ją co prawda do ręki, ale nie wyglądał na przekonanego do tego pomysłu.
- Przymierz – zachęcił go JiWoon. – U Tenshiego się zmarnuje, skoro tak bardzo mu się nie podoba.
- Tatooo – jęknął Tenshi – nie próbuj wzbudzać poczucia winy.


Yoku wrócił do swojego pokoju po powiedzeniu trzy razy wujowi, że chce herbatę, bo przekomarzając się z Tenshim nie mógł skupić się na jego: chcę.
Położył koszulkę na łóżku. Jemu się podoba. Ma ładny intensywny kolor. Faktycznie przymierzy, chociaż znów czuje się głupio. Tenshi w ciągu ostatnich siedmiu dni wpędził go w dolinę głupoty i zawstydzenia mnóstwo razy. Wiedział, że chłopak robi to nieświadomie i w dobrej wierze, czasem żeby mu pomóc, a czasem, bo po prostu taki jest, ale... Ale Yoku był zbyt nieśmiały żeby powiedzieć czasami, że czuje się niezręcznie.
Ściągnął swoją koszulkę. Malinowa będzie za duża, może faktycznie powinien trochę przytyć zastanowił się i nasunął ją na plecy.
- Świetnie leży – usłyszał i upadł w panice na łóżko. Czemu tak reaguje?
- Wujku chodzisz jak duch – powiedział widząc JiWoona w progu.
- Sorry – zaśmiał się patrząc na niego wesoło.
- Wyglądamy jak bliźniaki – stwierdził Yoku patrząc na ich podobne ubrania.
- Tylko trochę – powiedział wuj rozglądając się po jego pokoju aż Yoku też się rozejrzał. – Herbata gotowa – łóżko, biurko, mała szafka i plakat, który powiesił wczoraj wieczorem. Nic więcej, ale też nie był szczególnie wymagający. W pokoju w domu miał równie mało sprzętów, tylko jedną ścianę zajmowała wielka półka pełna komiksów.
- Pojedziemy jutro do sklepu meblowego – powiedział po chwili JiWoon.
- Po co? – i czemu my? Jutro sobota, nie ma zajęć, ale... nie, nie wuj pewnie mówi o sobie i o Tenshim.
- Musisz sobie umeblować pokój – wyjaśnił wuj.
- Jest umeblowany – uśmiechnął się radośnie Yoku.
- Łóżko, stolik... Yoku, nie mogę pozwolić żebyś tak mieszkał. Jutro jedziemy – zadecydował.
- Ale oji – san, nie musimy, naprawdę... to mi pasuje – zapewnił. Nie może wykorzystywać jego dobroci i tak zwalił mu się na głowę.
- Nie chcę tego słuchać – JiWoon wymownie zasłonił uszy dłońmi. – Jedziemy...
- Ale... – spróbował jeszcze raz.
- Nie ma „ale” – wuj uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z siebie. – Masz tutaj tak pusto, pojedziemy razem i wybierzesz sobie to co ci się spodoba, a teraz chodź na dół, bliźniaczki przyszły z siatką słodyczy.
- Dziękuję, oji – san – nadal nie był przekonany, ale co ma zrobić skoro wuj nie chce go słuchać?
- Yoku – westchnął JiWoon.
Zrobił coś źle?
- Nie mów do mnie oji – san, proszę. Czuję się tak staro – spojrzał na niego błagalnie.

30 listopada 2010

Rozdział III

(po dłuższej, za długiej nawet przerwie, historia Yoku i JiWoona ciąg dalszy :) )



- Jesteśmy na miejscu – oznajmił JiWoon parkując wzdłuż chodnika otaczającego ogromny plac przed wydziałami największego uniwersytetu w Korei.
- Dzięki oji – san – Yoku ukłonił się lekko tułowiem, na tyle na ile pozwalała mu przestrzeń w samochodzie.
Przez całą drogę siedział cicho, chyba że o coś go zapytano podczas gdy Tenshi, Hiki i Manpei mówili jedno przez drugiego co chwilę zagadując JiWoona lub opowiadając jakieś historyjki. Jednak Yoku nie narzekał, może jak spędzi dzień z jednym bliźniakiem, będzie umiał ich rozpoznawać? To będzie wstyd jeśli po pół roku nadal nie będzie ich pamiętał.
- Mogę cię odeb...
- Ja się nim zajmę tata – Tenshi już odpinał pasy. – Pokażę Yoku miasto.
- Pokażemy – poprawiła Hikari. – Dzięki wuju – wychyliła się mocno z tylnego siedzenia i pocałowała Lio w policzek.
- Paaaa – krzyknął Tenshi i Manpei, a Yoku uśmiechając się do niego lekko wyszedł za nimi. JiWoon przyglądał się im przez szybę samochodu oparty wygodnie na siedzeniu, jak szli, tak różni od siebie w stronę jednego z budynków. Trochę mu było szkoda, że nie odwiezie Yoku do domu, to taki... czarujący chłopiec. Miał w sobie dużo uroku, z którego nawet nie zdawał sobie sprawy i gdy teraz widział jak chłopak obraca głowę, żeby spojrzeć na zagadującą go Hikari, mógł wyobrazić sobie nieśmiałe spuszczenie oczu i lekki uśmieszek. Tenshi z rękami w kieszeniach i sposobem bycia i chodzenia „co mnie to obchodzi” szedł obok niego i pewnie przewracał oczami.
Zabawne – przemknęło mu nagle przez myśl, ale równocześnie stwierdził, że zgoda na zamieszkanie z nimi Yoku była świetnym pomysłem. Dziś rano, widząc Yoku w kuchni z tym samym skupieniem na twarzy, które widywał kiedyś u Jae, pomyślał, że dom znowu zaczyna żyć.
- Do pracy – polecił automatycznemu kierowcy. On w tym czasie napije się kawy, którą kupili po drodze.


Kampus był ogromny. Spodziewał się tego, ale dopiero stojąc na schodach przed swoim przyszłym wydziałem namacalnie zdał sobie z tego sprawę. Za trzy dni początek zajęć i już sporo osób kręciło się po dziedzińcach wśród wydziałów często z kartkami lub elektronicznymi mapami w rękach próbując znaleźć odpowiedni budynek.
Bliźniaki i Tenshi dzielnie mu towarzyszyli, gdy poszedł do sekretariatu zgłosić się jako student pierwszego roku z wymiany i załatwić ostatnie formalności. Myślał, że potrwa to niesamowicie długo, ale nie dość, że kolejka była pięcioosobowa to jedyne co musiał zrobić to oddać przywiezione dokumenty i podpisać się na jednym. I po sprawie. Dziwne, że w gdy technika jest tak zaawansowana jeszcze wymagają jego namacalnego długopisu. Choć może to i lepiej, przynajmniej ruszył się z domu.
- W przyszłym roku też tutaj zdam – oznajmił z głębokim przekonaniem Manpei rozglądając się po alejkach i nowoczesnych budynkach.
- Najpierw musiałbyś przyłożyć się do nauki – oznajmił Tenshi, a Hikari zaczęła wachlować się ulotką, którą zabrała spod sekretariatu.
- Chodźmy na lody, jest strasznie gorąco – westchnęła i spojrzała na chłopaków błagalnie.
- Lody... – powątpiewał Tenshi. Myślał, że pójdą gdzie indziej.
- Chodźmy – wtrącił się Yoku – ja zapraszam, tylko powiedzcie mi gdzie? – poprosił zdezorientowany rozglądając się, w którą stronę mogliby pójść, na co Hikari wzięła go pod rękę i ruszyła przodem, a Tenshi i Manpei spojrzeli na siebie porozumiewawczo do czego Tensh dodał jeszcze wymowne prychnięcie.


Poopala się jednak – stwierdziła Yulim przebierając się w kostium kąpielowy Hikari. Siostra się nie pogniewa, bo i tak miały większość rzeczy wspólnych, a ona ma tylko sportowy kostium na treningi pływania. Z własnej woli nie kupiłaby czegoś tak fikuśnego, stwierdzała oglądając się w dużym lustrze na ścianie ich pokoju, które wypełniało przestrzeń między drzwiami łazienki a wyjściowymi. Jedną jego cześć wypełniało mnóstwo karteczek ciągnących się aż do dolnej krawędzi, na których zostawiały sobie różne wiadomości.
Pociągnęła jeden ze sznurków kostiumu.
Co Hiki przyszło do głowy kiedy to kupowała? – zastanowiła się. Trudno w ogródku w domu nie będzie się wstydzić, że ma na sobie tylko dwa kolorowe paski. Poprawiła stanik. Gdyby tylko biust miała większy, czemu jej mama nie pochodziła z innego kraju, gdzie kobiety mają większe piersi. Dotąd jej na tym nie zależało, ale z Shinem... mogłyby być trochę większe – przyjrzała się sobie krytycznie.
- Mam to gdzieś – oznajmiła głośno i poszła do łazienki po ręcznik. Tata schował, gdzieś leżaki i nie mogła ich znaleźć. Tak to jest jak w piwnicy, choć ogromna nie ma stałego miejsca na takie rzeczy.
Przerzuciła ręcznik przez ramię i chciała zejść na dół, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się i Shinpei zderzył się z nią w progu.
- Gdzie idziesz? – uśmiechnął się przebiegle lustrując ją wzrokiem.
- Do ogródka – wyjaśniła wzruszając ramionami. – Na miasto bym tak nie wyszła.
- I dobrze – oznajmił zamykając drzwi.
- Wiem, że wszyscy uciekliby z krzykiem – prychnęła.
- Głupia – prychnął tylko Shin i pociągnął ją za rękę do siebie.
- Szybko wróciliście – zauważyła z uśmiechem, gdy Shin obejmował ją powoli w pasie.
- Ojciec nie chciał jechać do centrum, załatwiliśmy wszystko w sklepie niedaleko. On jest strasznie marudny, wiesz – westchnął bawiąc się kokardką spinającą stanik kostiumu z tyłu.
- Wiem, masz to po nim – zaśmiała się i przysunęła twarz bliżej twarzy brata. – To na czym skończyliśmy? – spytała szeptem licząc, że to zabrzmiało kusząco. Ostatnio nawet obecność całej rodziny w domu nie mogła ich powstrzymać przed pocałunkami gdy tylko mieli okazję. Jej usta przywarły do jego warg, a palce Shinpeia pociągnęły sznurek i zaczęły dotykać nagich pleców.
- Co ty robisz? – mruknęła przestając go całować.
- Przecież pytałaś na czym skończyliśmy – uśmiechnął się niewinnie i przesuwał dłońmi po bokach jej ciała.
- Faceci w twoim wieku są jednak strasznie napaleni – westchnęła zarzucając mu ręce na szyję.
- To co powiesz o dziewczynach w swoim wieku? – zapytał unosząc brew identycznie jak ojciec.
- Shin! Yulim! – wrzasnęło nagle na korytarzu i po raz kolejny dzisiejszego dnia spojrzeli na siebie przerażeni. – Tu jesteście – ucieszył się tata Changmin wchodząc do pokoju i widząc uroczą scenkę, jak starszy brat pomaga siostrze zawiązać niesforne sznurki kostiumu kąpielowego.
- Coś się stało? – zapytała Yulim poprawiając sznurki na szyi. Za dużo ich.
- Do Shina dzwoni matka – skrzywił się jak zawsze gdy była mowa o mamie jego synów – do ciebie ojciec więc zejdźcie na dół i pogadajcie z nimi, bo mnie zamęczą – westchnął i odwrócił się na pięcie. – I słuchajcie jak się was woła przez dziesięć minut z parteru – powiedział wychodząc.
- On mnie kiedyś wykończy – stwierdził Shinpei odetchnąwszy z ulgą, że na niczym ich nie przyłapał.


- Masz fajny pokój – powiedział Yoku wychylając się z okna pokoju Tenshiego.
- Wiem – uśmiechnął się rozbrajająco chłopak i włączył muzykę na komputerze, a Yoku uśmiechnął się rozbawiony. Tenshi jest fajny. Kompletnie inny od niego, ale fajny z tą swoją beztroską pewnością siebie.
Wychylił się mocniej spoglądając na niewielki ogródek z zieloną trawą i rzędem kwiatów pod płotem. Niewiele, ale to nie to co u niego w domu, że mama postanowiła mieć ogród pełen kwiatów i pieli, przesadza i hoduje, zawsze musiała mieć jakieś zajęcie uśmiechnął się do swoich myśli.
W sąsiednim ogródku wuj TaeHwa w słomkowym kapeluszu kosił trawnik, a otwierające się co chwilę usta oznaczały, że coś śpiewa.
Wuj TaeHwa naprawdę nie był jego wujem. Był przyjacielem wuja Jae i JiWoona i ojcem bliźniaczek. Dzisiaj na lodach Tenshi i reszta wyjaśnili mu, jak to dokładnie z nimi jest.
- Nasza, moja i Yulim matka nas nie chciała – oznajmiła po prostu Hikari wkładając do ust kawałek zmrożonego wafelka. – I oddała ojcu. I tak jest dobrze, a że tata Channie był w podobnej sytuacji postanowili zamieszkać razem żeby było im łatwiej.
- Akurat wtedy wuj JiWoon i Jae kupowali dom, ojcowie kupili obok nich – dodał Manpei.
- Wuj Jae ma rękę do dzieci, więc zawsze było nam dobrze – zaśmiała się Hikari.
- A potem pojawiłem się ja – dodał Tenshi.
- I wtedy zaczęło nam być źle – skomentował to Manpei.
- To twoi rodzice? – zapytał Yoku gdy patrzenie na trawnik już mu się znudziło i zaczął przypatrywać się dokładniej pokojowi chłopaka dostrzegając na komodzie ramkę ze zdjęciem dwóch uśmiechniętych osób i małego dzieciaka w śpioszkach.
- Tak – Tensh wziął ramkę do ręki i usiadł naprzeciwko niego na poduchach ułożonych w sterty w wykuszowym oknie. – To na odświeżenie pamięci – stuknął palcem w szybkę – nie pamiętam ich, więc chociaż mogę wiedzieć jak wyglądali – wyjaśnił, bo jego rodzice zginęli gdy miał sześć lat i od tego czasu mieszkał z wujami, do których zresztą mówił tato i tato.
- Prawda – przyznał Yoku patrząc znowu na uśmiechnięte twarze jego rodziców, to takie dziwne, nie pamiętać ich, ale co tak naprawdę może zapamiętać sześcioletnie dziecko.
- Macie – nagle między nich wpadła paczka ciastek. Obrócili się w stronę drzwi.
- Hiki, co tu robisz? – zapytał Tenshi, ale widać było, że dziewczyna wcale mu nie przeszkadza.
- Dożywiam was – odparła siadając na łóżko.
- Wiesz co to znaczy porządek? – zapytał Shinpei, który wszedł za nią i rozejrzał się po bałaganie panującym w pokoju.
- Wiem – Tensh zaplótł ręce z tyłu głowy – ale nie korzystam.
Shin bez rozglądania się po pokoju podszedł i usiadł wprost na pufie przypominającej piłkę do nogi.
- Musisz wiedzieć Yoku – powiedział Tensh odkładając ramkę między poduszki – że bliźniaki to pedanci. Straszni. Jak pójdziesz do nich to w białych rękawiczkach – ostrzegł, a Shin spiorunował go wzrokiem.
- Przy tym, co ty masz tu to wszędzie jest sterylnie – fuknął układając się wygodniej.
- U bliźniaczek jest tak samo, a niby dziewczyny, nie – zaśmiał się Tenshi mrugając wesoło do Hikari, która tylko pokazała mu język i ułożyła się na łóżku na brzuchu.
- Moje siostry też nie mają porządku, ale kobiecy rozgardiasz  - stwierdził Yoku.
- I za to cię lubię Yoku – Hikari uśmiechnęła się do niego szeroko. – Słyszysz Shinpei, to jest kobiecy rozgardiasz a nie bajzel, bałagan i niepotrzebne sprzęty – fuknęła na brata.
- Wszystko w naszym pokoju jest niezbędne – dodała wchodząca do pokoju Yulim.
- Zwłaszcza te sterty ciuchów – dodał Manpei.
- Wy tak zawsze parami? – zapytał nieoczekiwanie Yoku i bliźniaki plus Tensh spojrzeli na niego zaskoczeni, po czym bliźniak siedzący na piłce parsknął śmiechem.
- Nieświadomie – wyszczerzył się do Yoku szeroko, ale on i tak już czuł się głupio, że zadał to pytanie.
- Teraz się przekonasz co to znaczy życie z bliźniakami – westchnął Tenshi. – Nie dość, że masz wieczne rozdwojenie, to jeszcze ci przyłażą co chwilę – dodał kiwając się lekko w przód i w tył.
- Jakiś ty dziś dowcipny – mruknęła Hikari podnosząc się z łóżka i podchodząc do nich. Usiadła obok Tenshiego i otworzyła paczkę ciastek, którymi w nich rzucała.
- Właściwie to – drugi bliźniak usiadł na drugiej pufie piłce obok swojego brata i Yoku poczuł się przerażony, że widzi dwie identyczne osoby, siedzące w identyczny sposób i identycznie patrzące w jednym pokoju. – mamy wam powiedzieć, że dzisiaj robimy grilla i macie przyjść – oznajmił.
- Będzie dużo jedzenia – zachęcił jego klon.
- Ty tylko o tym myślisz? – westchnęła Yulim.
- Nie tylko – wyszczerzył się do niej wyjątkowo szeroko.
- Przyjdziecie, prawda?
- Przecież nie będziemy zza płotu patrzeć jak jecie siostra – Tenshi objął ją ramieniem.
- Ty byś na pewno nie patrzył – westchnęła i podsunęła mu ciastko pod usta.
- Jesteś dla mnie niemiła – klepnął ją w ramią – ale i tak coś ci dam, wam też – przewrócił oczami patrząc na resztę bliźniąt i wyplątał się z poduszek. Podszedł do komody i zaczął grzebać w górnej szufladzie.
- Mówiłem ci tyle razy, że nie chcę twojej bielizny – powiedział bliźniak.
- Wiem, że wolisz od dziewczyn – odparł Tenshi. – Mam oznajmił triumfalnie – odwrócił się do nich machając czterema plakietkami w dłoni.
- Co to? – zapytała Yulim, próbując przyjrzeć się kartonikom.
- Wasze identyfikatory – oznajmił rzucając chłopakom po plakietce.
- Po co? – zdziwił się któryś bliźniak. Yoku naprawdę czuł, że dostaje oczopląsu i nie rozumiał jak Tenshi rozróżnia, który jest który skoro wyglądali jakby jakimś cudem odbicie jednego z nich.
- Bo Yoku was nie rozróżnia – powiedział, a Yoku poczuł, że chce zapaść się pod ziemię.
- Co...
- ... ty – mruknęły bliźniaki. – Serio? – uśmiechnął się jeden z nich, któremu widać to, że nie są rozróżniani sprawiało przyjemność.
- Jesteście strasznie podobni – przyznał z westchnieniem. Wstyd mu.
- Podobni? – Tenshi zmarszczył nos. – Oni są identyczni, bałem się ich jak pierwszy raz zobaczyłem. Zresztą dziewczyny też są identyczne.
- Ale maja różne fryzury – dodał cicho Yoku.
- I tak zrobiłem im plakietki – powiedział dumny z siebie Tenshi i zarzucił dziewczynom na szyje kartoniki z ich imieniem i niewielką buźką.
- To mam być ja? – zdziwiła się Yulim – Talentu to ty nie masz – Tensh prychnął urażony.
- Tenshi – kun – szepnął stopiony Yoku. I jak to teraz wygląda?
- Luz, możemy je nosić – zgodził się bliźniak i przyczepił sobie do koszulki kartonik z napisem: Manpei.
Żeby chociaż inaczej się ubierali... ale z drugiej strony co mu to da. To bliźniaki, takie same rozmiary, jednego dnia ten by był w niebieskiej koszulce, następnego drugi. Beznadziejne. On jest beznadziejny, że nie umie rozpoznać dwóch osób!
- Nie musicie... nauczę się – powiedział przepraszającym tonem.
- Jak to ci ma ułatwić życie – uśmiechnął się do niego bliźniak o imieniu Manpei i Yoku nagle poczuł się ogromnie wdzięczny Tenshiemu za ułatwienie mu rozpoznawania chłopaków.
- Nawet kwiatka namalowałeś – Hikari przyglądała się z uwagą plakietce, na której oprócz nie przypominającej jej emotki był dorysowany różowy kwiat.
- Ja nie mam kwiatka – wypomniała mu Yulim.
- Bo ty nie lubisz – oświadczył chłopak.
- Mogę ci dorysować, chcesz? – zaproponował Manpei.
- Nie umiesz – schowała plakietkę do kieszeni spodni.
- Yuli! – oburzył się Tenshi, że tak traktuje jego dzieło.
 - Nas rozpoznaje. Prawda Yoku – hyung? – uśmiechnęła się wesoło, a Yoku pokiwał głową, teraz pokiwałby głową nawet jakby nie miał pojęcia, która jest która, tak było mu głupio.
- Mogłeś powiedzieć od razu – powiedział Shinpei przeciągając się i ziewając. – Wiemy, że to trudne. Nasza nauczycielka z podstawówki nigdy nas nie rozpoznawała – zachichotał na myśl o kawałach jakie jej robili. – A niektórzy też nie mogą się połapać, to ogromne pole do popisu. Dlatego nie wiem czemu one się różnią włosami – wytknął siostrom.
- Żebyś ty się nie pomylił – prychnęła Yulim.
Hikari ugryzła kolejne ciastko, a Yoku z uśmiechem pomyślał, że jego siostra na sam widok opakowania powiedziałaby, że to biała śmierć i ile to ma kalorii i żeby nawet nikt nie kładł tego obok niej.
- Chcesz Yoku? – podała mu paczkę.
- Dzięki Hikari – chan – wziął jedno i przez chwilę obracał je w dłoni. Fajnie, że one też tutaj były, mieszkały tak blisko i ciągle wpadały. Dzięki temu cały czas czuł, że ma siostry.
- Jakie to kochane! – ucieszyła się z tego imienia dziewczyna.
Tenshi spojrzał na nią z politowaniem.
- To co z tym grillem? – zapytał.
- Jest dopiero czwarta wieczorem będzie – uświadomiła mu. – Ale możecie pomóc mi z mięsem – dodała. – Zrobimy szaszłyki – wstała. – Tenshi – spojrzała groźnie na przyjaciela – jeśli teraz powiesz, że wolisz jeść dostaniesz suchy chleb wierz mi – pogroziła mu palcem.
- Furiatka – mruknął po kilku minutach, a Hikari nic nie powiedziała tylko podeszła do niego i zaczęła wypychać z pokoju.
- Miło, że zgłosiłeś się do pomocy. Mam dużo składników zrobimy z trzydzieści szaszłyków, a potem przygotujemy też sałatkę – mówiła pchając go na korytarz mimo, że Tenshi rozpaczliwie trzymał się framugi.
- Nie ma mowy... nie lubię kuchni...
- Co ty nie powiesz – uśmiechnęła się Hiki i wypchnęła go w końcu z pokoju.


Koniec sierpnia powinien być jeszcze ciepły i powinni siedzieć w ogródku w samych bluzkach i krótkich spodenkach, ale nie dało rady i Yoku wciągał właśnie na plecy ciepły sweter, który dostał od ojca. Inny ojciec dałby synowi na wyjazd komputer, telefon czy inny gadżet, a jego ojciec dał mu sweter. Ale ojciec taki był i prezent podobał mu się bardziej niż jakikolwiek techniczny wynalazek.
Poprawił kaptur i przymknął okno. Sierpień powinien być gorący, ale już nie jest i wieczór w ogrodzie zmienił się z ciepłego w chłodny, ale nie mieli ochoty jeszcze wchodzić do domu, więc wszyscy rozbiegli się po swetry lub koce.
Zamknął za sobą drzwi i spojrzał z rozbawieniem na tabliczkę, która od południa wisiała na jego drzwiach: Itako (kuzyn) Yoku, głosił napis, a emotka obok z wielkimi błyszczącymi oczami, jako jedyna z namalowanych przez Tensha buziek wydawała mu się podobna.
Zbiegł na dół i wyszedł do ogródka, który wypełniały głosy z sąsiedniego. Ogródek wuja JiWoona nie był ogromny, ale wypełniony drzewami, które w granatowym wieczorze wydawały się roślinami z innego świata.
Szybko przeszedł przez furtkę w płocie między dwoma domami i znalazł się w ogrodzie wuja Channiego i TaeHwy.
- JaeJoong ma bzika na punkcie tego miasta, ja to rozumiem, ale... – dotarło do niego gdy powoli podchodził do gromady przy stoliku. Na środku stolika stała niewielka lampka oświetlająca talerze wokół, podobne lampki zwisające spod zadaszenia nad tarasem sprawiały, że w miejscu, w którym siedzieli było dość jasno.
- Kto chce jeszcze? Sam robiłem – zachwalał Tenshi stojąc nad grillem z ogromnym widelcem.
- A ile cię musiałam zmuszać – westchnęła Hikari, która razem z siostrą siedziała na leżaku i obgryzały kawałek kurczaka z jednego talerza.
- Czepiasz się – oznajmił Tenshi. – Tato, ja ci dam – powiedział.
- Nie chcę – Lio zasłonił talerz dłońmi. – Dokładałeś mi trzy razy.
- Widać tak marnie wyglądasz – zaśmiał się Changmin. – Daj mi jednego, czuję że w ogóle się nie najadłem.
- Ty się nigdy nie najadasz – zauważył TaeHwa.
- Bierz przykład z wuja tato – nałożył wujowi największy z pękatych szaszłyków.
- Tensh, powiedziałem, że nie chcę – oznajmił Lio. Będzie go tuczył małolat.
- Oj tatooo, Yoku przyszedł zjecie na pół, prawda? – uśmiechnął się wesoło i nim Yoku zdołał powiedzieć, że nie, bo nigdzie nic nie zmieści nałożył Lio na talerz wielki szaszłyk i przekroił go na pół. – Smacznego!
- O nas zapomniałeś – nagle dostał ścierką w głowę od Manpeia, który siedział po drugiej stronie stołu.
- Was nie trzeba zachęcać i tak pochłaniacie – powiedział Tenshi, ale podszedł do przyjaciół, którzy wzięli sobie po dwa i oznajmili, że jak zjedzą zawołają o jeszcze.
- Trzeba było zrobić sześćdziesiąt, a nie trzydzieści – mruknął pod nosem Tensh, ale tak żeby Hikari słyszała.

- Jedz Yoku – przełożył część szaszłyka wciąż ciepłego od grilla i pachnącego przyprawami na talerz Yoku, który spojrzał na mięso z przerażeniem i odetchnął głęboko. – Jak nie będziesz mógł bliźniaki zjedzą – pocieszył go, a Yoku skinął głową i chwycił widelec wbijając go w mięso.
- Jedz – zachęcił wuj Changmin sam kończąc już kawałek, który w oczach JiWoona był gigantyczny. – bo chudy jesteś.
- A ty nie? – zaśmiał się Lio.
- Ja mam dobrą przemianę materii – Channie wzruszył ramionami. – Ale wiecie co bym zjadł – napił się coli. – Te kulki, które Jae zawsze robił na grilla. Pamiętacie? Małe i takie smaczne, czemu nie powiedział jaki jest przepis – westchnął.
- Kto by to robił? – zauważył trzeźwo TaeHwa.
- Ja – zawołała z leżaka Hikari.
- Już i tak dużo robisz w domu – TaeHwa odwrócił głowę i posłał córce całusa, którego na niby złapała w rękę.
- Bież – polecił Tenshi stając naprzeciwko Hikari i wyciągając w jej stronę talerz z ostatnim szaszłykiem.
- Nie chcę – pokręciła głowa. – Zjadłam tygodniową dawkę – stwierdziła.
- W tym jest to zielone paskudztwo, które kazałaś mi dodać – powiedział z pretensją.
- To jest mięta – sprostowała.
- Nie lubię mięty – oznajmił i wcisnął jej talerz do ręki.
Ściągnął czapkę i wachlując się podszedł do stolika siadając obok Yoku.
- Dobre, nie? – uśmiechnął się szeroko i zabrał się do dokładania ketchupu, musztardy i majonezu do hamburgera, którego wcześniej sobie przygotował.
- Dobre – przyznał z pełnymi ustami Yoku i miał wrażenie, że zaraz wybuchnie, a JiWoon przyglądał mu się, miał nadzieje, że dyskretnie. Od jedzenia co chwilę wkładanego do ust policzki mu się zaokrągliły, a ciepło od parujących potraw zarumieniło jego policzki.
Co mu chodzi po głowie? – sięgnął po sok i nalał sobie pełną szklankę.
- Zaprosimy tatę Jae jak wróci? – zapytał nagle Tenshi ustami umazanymi ketchupem, który starł wierzchem dłoni. JiWoon drgnął, nie dlatego, że nie chciał widzieć JaeJoonga, ale to było jak upomnienie, żeby nie myślał o jego siostrzeńcu tak intensywnie. I tak mało po wujowemu...
- Możemy – wzruszył ramionami. – Pewnie będzie chciał zobaczyć się z Yoku – dodał. Przez ostatnie dwa tygodnie Jae i Yunho i jego córeczka byli w Paryżu.
Gdy byli z Jae małżeństwem dużo zwiedzili, ale zawsze obiecywali sobie, że któregoś dnia spakują więcej ciuchów i pojadą w prawdziwą podróż dookoła świata żeby zobaczyć wszystko co w innych krajach ich zainteresowało. Nie raz mówili o swoich planach przyjaciołom i Lio wydało się nagle zabawne, że Jae wybrał się w taką podróż z jednym z nich. Co za ironia... I z córką Yunho, którą razem z nim wychowywał, bo jej matka zmarła kilka dni po porodzie.
- Oji – san, wystygnie – usłyszał nagle i obrócił głowę. Yoku wpatrywał się w niego łagodnie, z jakąś troską w oczach aż JiWoonowi zrobiło się cieplej na sercu.
- Dobrze ci idzie jak na marudzenie, że nie zjesz – zabrał się do szaszłyka, który nagle zaczął smakować mu o wiele bardziej.
- Wcale tak nie mówiłem – powiedział z uśmiechem gdy już przełknął ostatni kęs.
- Wooo – okrzyk Shinpeia nie dał JiWoonowi dojść do słowa. – Zjadłeś Yoku, a już miałem nadzieję – jęknął spoglądając smętnie na swój talerz.
- Czy ty nigdy nie masz dość? – zapytał Changmin spoglądając na syna.
- Nie ojcze – odparł chłopak sięgając po pieczywo czosnkowe.


Pomógł posprzątać bliźniaczkom i wujom i upchnąć wszystko do zmywarki i nawet dostał lizaka z tajnego schowka wuja Changmina i obracał go teraz w dłoni.
Dobrze powiedział dziś mamie, że nie jest tutaj źle, jest dobrze. Mimo dalszego skrępowania, że chodzi po cudzym domu miał wrażenie, że nie będzie czuł się tutaj jak kompletne dziwadło.
Spojrzał w górę. Gdy wszyscy już poszli do domów – Tenshi z krzykiem, że on gotował gdy tylko wspomnieli o sprzątaniu – usiadł na leżaku na tarasie i postanowił, że spróbuje złapać wzrokiem spadającą gwiazdę. Pomyśli życzenie żeby było mu tu dobrze...
Zarzucił kaptur na głowę i objął się ramionami. Chłód zaczął doskwierać coraz bardziej, ale nie miał ochoty jeszcze chować się w środku. Raz tylko odwrócił głowę od nieba gdy Fanta zainteresowana kto jeszcze siedzi w ogródku wyszła na próg salonu i postała tam, dysząc, chwilę.
Ciekawe jak wyglądał ten dom gdy był tu jeszcze wuj Jae? Nie pamiętał ze swojego dawnego pobytu tutaj nic więcej prócz fragmentu zabawy z Tenshim, nic więcej, a dzisiaj miał wrażenie, że dla wuja Lio wuj Jae to wciąż zakazany temat. Pewnie za nim tęskni i mu źle, że jego mąż jest z innym; znowu poczuł, że nie powinno go tu być, że gdy wuj wróci powinien przenieść się do niego, bo swoim widokiem sprawia JiWoonowi ból. Nie chciał tego, bo bardzo go lubił i coś... nie, tego wcale nie pomyślał... że JiWoon jest naprawdę fajny poprawił swoje własne myśli.
Serce podskoczyło mu do gardła i poczuł to znajome uczucie strachu gdy najpierw serce przyśpiesza, a potem całe ciało zalewa fala gorąca.
- Wuju... – odetchnął z ulgą gdy to Lio, a nie żaden ciemny typ okrył jego plecy kocem i usiadł obok.
- Nie chciałem cię wystraszyć – powiedział poprawiając koc, tak żeby okrywał ich obu.
- Nie... trochę wystraszyłeś – nie będzie udawał odważnego, bo nie jest.
- Wypatrujesz statku kosmicznego? – zainteresował się wuj podążając za jego wzrokiem w niebo.
- Fanta tej poduszki nie dotykaj! – rozległ się wrzask Tenshiego z piętra, a wuj zaśmiał się cicho i z niedowierzaniem. Często się tak śmiał gdy Tensh miał nagły wyskok, jakby nie wierzył, że ten chłopak jest naprawdę jego bratankiem i przybranym synem.
- Spadającej gwiazdy – powiedział wesołym głosem.
- Mogę... posiedzieć z tobą? – zapytał dziwnie niepewnie wuj.
- Jasne, jeśli spadnie, też powiesz życzenie – dodał i zaczął ponownie wpatrywać się w ciemne niebo.
Tenshi miał rację mówiąc, że w centrum Seulu nie byłoby mu fajnie. Na pewno nie miały takiego widoku. Nasłuchał się dzisiaj, że wuj Jae mieszka w wieżowcu i że myślą co prawda o kupnie domu, ale nie wiadomo czy w najbliższym czasie. Czy wujowi JiWoonowi było przykro gdy tego słuchał?
- Oji – san...
- Słucham? – wydawało mu się czy mężczyzna przysunął się bliżej, a może on sam się poruszył?
Pokręcił przecząco głową. Nie będzie o to pytał, to nie jego sprawa. Jedyne co powinien to być wdzięczny, że może tu mieszkać.
- Nie przeszkadzają ci wyskoki Tenshiego? – zapytał cicho wuj już też wpatrując się w niebo.
- Nie – uśmiechnął się – fajnie mieć brata – zwłaszcza jak się ma trzy siostry.
Wuj pokiwał głową i już o nic nie pytał, a Yoku też nie miał ochoty rozmawiać. Pod kocem i blisko drugiej osoby było mu nie tylko ciepło, ale i dobrze i mimo, że cały dzień był ciekawy, a wieczór fajny, miał wrażenie, że to jest właśnie jego najprzyjemniejsza część.

29 września 2010

Rozdział II

- KTÓRY?!rozległo się na całym piętrze i Yulim wypadła z łazienki wprost do pokoju bliźniaków. – Który?! – wrzasnęła jeszcze raz machając czymś w powietrzu, ale żaden z braci nie mógł rozpoznać co ma w dłoni ani czemu krzyczy tak przeraźliwie o godzinie 9.
- Co? – odważył się zapytać Manpei, bo Shinpei miał minę jakby wcale go nie interesowało dlaczego jego siostra jest od rana taka pełna emocji. Wtulił policzek w poduchę i w tej pozycji przyglądał się przedmiotowi w jej ręce, który okazał się czerwoną butelką.
- Co, co? Jakie CO, w ogóle?! – zapytała podniesionym głosem – To ja się pytam, który z was zużył mój żel? Tyle razy wam powtarzałyśmy z Hikari, czarne są wasze, kolorowe nasze?! Daltoniści?! Tusz do rzęs też nam jutro zabierzecie? – spytała z pretensją.
- Właściwie to zastanawiałem się nad pudrem, moja skóra jest taka blada – Shinpei podparł się na łokciu i patrzył na dziewczynę wzrokiem niewiniątka.
- To ty – machnęła w jego stronę butelką i zmrużyła mściwie oczy.
- To ten jeżynowy? – zainteresował się, zdaniem Yulim, bezczelnie.
- Tak – syknęła.
- To ja – skinął głową, że teraz sobie przypomina jak wczoraj pod prysznicem z wielkim trudem wycisnął resztę żelu z butelki.
- Shinpei ty draniu! – rzuciła w niego butelką. – Wylewasz tony swojego i jeszcze z mojego korzystasz, to był mój ulubiony żel!
- Wyluzuj – ziewnął i ułożył się na wznak.
- Nie odzywaj się Manpei – machnęła palcem w stronę drugiego chłopaka, bo wyraźnie chciał się odezwać. – Nie broń swojego braciszka. Jesteś taki sam jak on, pewnie zużyliście go razem! Wyleję wam wasze śmierdzące kremy do sedesu, zobaczycie! – podparła się pod boki, co jak obaj wiedzieli oznaczało, że jest naprawdę wściekła i zwykłe przepraszam nie wystarczy, ale jako jej bracia nie przejmowali się tym zbytnio.
- Idę na śniadanie – stwierdził beztrosko Manpei i minął dziewczynę, która spojrzała za nim groźnie i żałowała, że nie ma pod ręką czegoś czym może rzucić w jego plecy. Cholerny porządek u bliźniaków! W swoim pokoju mogłaby wybierać czym ma go uderzyć.
- To tylko żel – oświadczył Shinpei ziewając po raz kolejny. – Kupisz sobie nowy – on nie widział problemu.
- To była limitowana edycja – warknęła.
- Zawsze tak mówią – prychnął i ułożył się wygodniej na poduszce.
- Ja cię zamorduję – rzuciła się na niego z dzikim ruchem i zaczęła okładać poduszką Manpei, bo na swojej Shinpei wylegiwał się beztrosko, jakby właśnie nie robiła mu awantury. Spróbował chwycić poduszkę, którą go okładała, ale machała nią tak szybko, że miał spore problemy z zobaczeniem gdzie w ogóle jest. Siostra furiatka, wzdychał w myślach. Czemu Hiki tak się nie denerwuje? Czemu Yulim nie może wziąć z niej przykładu?
Chwycił ją za nadgarstki i wygiął żeby puściła w końcu poduszkę, po czym przyciągnął ją do siebie i wgryzł się namiętnie w jej usta.


Wstał jak zawsze wcześnie gdy musiał iść do pracy. Nie narzekał, bo lubił to co robi, więc bez ociągania wstał przemył twarz, ogoli się i zrobił kilka pompek na dywanie przy łóżku. Przyzwyczajenie ze starych czasów. Jae czasem śmiał się z niego gdy je robił, a czasem wychylał z łóżka i obserwował klepiąc go po każdej udanej pompce w pośladki.
Ubrał podkoszulek i stwierdził, że resztę założy później, najpierw kawa i cos do jedzenia. Po obudzeniu pierwsze co poczuł to ogromny głód. Wziął z nocnej szafki szklankę po soku i uśmiechnął się na myśl o spotkanym w nocy Yoku. Słodki z niego chłopak – nie dawał się określić innym słowem, po prostu był słodki i rozczulający z tą swoją nieśmiałością kryjącą się w każdym zakamarku twarzy. Wziął od niego sok i wypił cały mimo, że pomarańczowy nie należał do jego ulubionych.
- Wstałeś już Tensh? – z kuchni dochodziły do niego dźwięki przygotowywania śniadania. Jak na Tenshiego to trochę za wcześnie, korzystał z ostatków wakacji i spał do południa.
- Dzień dobry wuju – zamiast syna zobaczył Yoku, który stał na środku kuchni z miseczka w ręku i teraz patrzył na niego z miną, która mówiła, że nie wie czy ma się uśmiechnąć czy nie. JiWoon ośmielił go i sam się uśmiechnął do tego widoku, bo dawno nie wchodził rano do kuchni, w której ktoś się krzątał.
- Zrobiłem śniadanie – oznajmił Yoku nie wiedząc czy podejść do pieca czy do szafki.
- Nie musiałeś.... – stropił się. – Zrobiłbym coś...
- Ale chciałem – przerwał mu i zarumienił się i teraz tylko bluzka chłopaka z wielkim uśmiechem, śmiała się do niego. – Umiem gotować – zapewnił – mama mnie nauczyła – wyjaśnił i jakby zaraz stropił się za dużą śmiałością dodał już ciszej – zrobiłem japońskie śniadanie. Chcesz? Wuju – dodał szybko.
- Jasne – usiadł na krześle. Na stoliku leżały już trzy maty, zestaw pałeczek i niewielkie miseczki na ryż. – Dawno nikt m nie robił śniadania, wiesz – powiedział odruchowo i spojrzał na chłopaka, który właśnie niósł powoli miskę pełną zupy, a na jego słowa stanął i JiWoon miał wrażenie, że ucieknie.
- Ja... – spojrzał w zupę w miseczce. – Smacznego – położył miskę przed nim i ukłonił się lekko, a JiWoon nie mógł powstrzymać uśmiechu rozbawienia.
- Nie zjesz ze mną? Jadłeś już? – zapytał szybko.
- Nie – przyznał Yoku – jeszcze ryż! Czemu nie mówisz oji*? – zawołał.
- Oji? – zdziwił się.
- Oji – san – poprawił się. - Przepraszam to z rozpędu – zerknął na niego znad miski. Nalał zupy dla siebie i chwycił mocno miseczkę, a do drugiej ręki wziął miskę z ryżem, którą postawił na środku stolika i sapnął zabawnie, jak po dobrze wykonanej robocie.
JiWoon sięgnął po łyżkę w misce i nałożył i jemu i sobie po sporej porcji. Dawno nie jadł śniadania z nikim – uświadomił sobie i zrobiło mu się dziwnie... przykro.
- Oji - san – powiedział znowu Yoku, a JiWoonowi zdołała spodobać się japońska forma wujku. – Powiesz mi jak dojechać do uniwersytetu? – Yoku uniósł miseczkę z zupą i przysunął ją do ust, tak że na Lio patrzyła teraz para ciemnych oczu spod jasnej grzywki.
- Zawiozę cię – chwycił pałeczki.
- Nie, nie musisz – zaczął intensywnie kręcić głową. – Nie chcę robić kłopotu – i tak uważał, że zajmując im pokój robi kłopot. Wuj i Tenshi mieli swoje życie i swoje przyzwyczajenia, a on wdarł siew ich spokój. Może po rozwodzie JiWoona z wujem Jae jest tym bardziej kłopotem? Przypomina mu dawny związek i...
- Nie jesz? – usłyszał i drgnął, i jednym haustem wypił zupę. – Dobra? – wuj śmiał się do niego wesoło miedzy jedną porcją ryżu a kawałkiem ryby, która Yoku pokroił na kwadraty i prostokąty, w kółka się nie dało.
- Sam robiłem – powiedział. I był dumny z zupy, bo wyszła smaczniejsza niż się spodziewał. – Przepraszam – nie powinien się przechwalać...
- Za co. Pyszna była – zgodził się. – Lepsza niż kanapki, które zazwyczaj jem – dodał. – Mogę jeszcze? – zapytał.
- Jasne – Yoku rozpromienił się i było mu z tym radosnym uśmiechem tak do twarzy, że Lio zamiast wstać i pójść nalać sobie zupy, pozwolił żeby chłopak zabrał mu miskę i podszedł szybko do garnka.
- Yoku...
- Siedź oji – san – poprosił, a w tym samym momencie z tupotem stóp i szczekiem na dzień dobry wpadła Fanta. Zrobiła kółko między meblami w kuchni, obwąchała nogę Yoku, a następnie jego po czym podbiegła do swojej miski i zaczęła łapczywie pić wodę. Takie zachowanie oznaczało jedno – Tenshi wstał.
I rzeczywiście, po chwili na schodach pokazały się bose stopy, potem fragmenty piżamy w kratkę, a potem reszta chłopaka.
- Cześć tato – powiedział zaspanym głosem. – Ohayo Yoku! – dodał głośno widząc kuzyna.
- Ohayo Tenshi - kun – odparł, ale cicho i spokojnie, a Lio poczuł się nagle jak ojciec patrzący na dwóch synków, a nie na jednego, z którego zaraz spadną spodnie od piżamy. Eh...
Poprawił je nonszalancko i spojrzał na stół.
- Co jemy? – przyjrzał się nieufnie kawałkom rybi i wziął plasterek. – Smaczne, zamówiliście? – gryząc ruszył w stronę lodówki.
- Yoku zrobił – wyjaśnił JiWoon upijając ciepłej zupy. Pycha. Miał ochotę poprosić Yoku żeby co rano robił jakiś japoński przysmak.
- Umiesz gotować? – Tenshi spojrzał na kuzyna z podziwem, jakby właśnie wyciągnął królika z kapelusza.
- Trochę – przyznał Yoku zjadając mały kawałek ryżu.
- Zjem ryż i rybę, ale nie chcę zupy sorry, ale ona wygląda podejrzanie, drugie sorry – oznajmił zaglądając do garnka, a jedną ręką przytrzymując drzwi lodówki. – Tato zjadłeś wczoraj cały ser? – jęknął, a Yoku parsknął śmiechem.
- Sera nie ma od trzech dni – zapomniał kupić.
- Wydawało mi się, że był – podrapał się po głowie, a piżama znowu zsunęła się niebezpiecznie z jego bioder.
- Tak.
- Nie.
- Co ci się przewidziało... Cześć! – zawołała nagle cała czwórka bliźniąt.
- O, duplikaty przyszły – Tenshi zamknął lodówkę trzymając w jednej ręce kawałek kiełbasy, a w drugiej butelkę ketchupu.
- Podciągnij gacie – poradził jeden z bliźniaków i usiadł obok JiWoona. Yoku nadal nie wiedział, który jest który, jedynie bliźniaczki mógł rozpoznać, bo Hiki miała długie włosy związane teraz w kok, a Yulim krótką fryzurkę. – Co jecie? – chłopak zajrzał wujowi w talerze.
- Hyung zrobił japońskie śniadanie – odparł Tenshi składając kanapkę obficie polaną ketchupem, w którą wgryzł się z impetem. – Zaraz – mruknął do Fanty, która patrzyła na niego błagalnie siedząc tuż przy jego nogach i machając ogonem.
- Mogę spróbować? – bliźniak wziął pałeczki i rzucił się na ostatnie kawałki ryby.
- Wy jedźcie, a ja lecę do pracy. Yoku, zabiorę cię na uni...
- Czekaj! – zawołała Hikari i... bliźniak.
- Co jest? – JiWoon zamarł w połowie drogi do zmywarki. Tenshi spojrzał na przyjaciół gryząc kanapkę i wsypując do miski uradowanej Fanty suchą karmę.
- Chcemy jechać z tobą – powiedział chłopak.
- Możemy? – dodała Hiki i spojrzała błagalnie na wuja.
- Pewnie, a wy nie? – spojrzał na drugą parę bliźniąt, bo dziwne było gdy nie robili wszystkiego razem. Yoku zabrał mu talerz w ręki i zaczął upychać w zmywarce, najwyraźniej czując się bezpiecznie robiąc coś takiego niż stojąc w tłumie wciąż obcych mu jeszcze osób.
- W taki upał – prychnęła Yulim – ja się będę opalała.
- A ja korzystał, że mam wolny pokój – uśmiechnął się szeroko drugi z bliźniaków... a może pierwszy?

- Czy to nie trochę dziwne? – zapytała Yulim gdy na chwilę oderwali się od siebie. – Całować się z bratem? – spojrzała na Shinpei pytająco.
- Technicznie rzecz biorąc – mruknął chłopak całując ją lekko w usta – nie jesteśmy rodzeństwem.
- Wiem, ale... z resztą – stwierdziła Yuli i wtuliła się z powrotem w jego wargi.
Zawsze uważała, że samo się zaczęło, bo nie mogła zaleźć momentu, w którym sama zdałaby sobie sprawę, że Shinpei podoba się jej nie jak brat, ale jak chłopak.
Leżeli któregoś dnia, całkiem sami w domu, bo każdy miał swoje zajęcia, i słuchali muzyki o czymś rozmawiając i od słowa do słowa, od przekomarzania do przekomarzania. Przeszło do pocałunków i żadne nie umiało tego skończyć. Wieczorem leżąc w łóżku z bijącym niesamowicie szybko sercem, nie zastanawiała się czy to było dobre czy złe, ale że było niezwykle przyjemne i czy Shinpei da się jeszcze namówić na powtórkę. Na szczęście nie musiała długo się nad tym zastanawiać, bo Shinpei sam kiedyś przyciągnął ja do siebie gdy mijali się na korytarzu i przez długą chwilę całował ją namiętnie, aż nogi uginały się jej w kolanach.
Ręka Shinpeia przesunęła się z szyi na jej plecy i pas i dotykała powoli jej cienkiej koszulki, co jakiś czas mnąc materiał i chłopak był coraz bliżej i bliżej, a Yulim obejmowała go mocno za szyje i ściskała w dłoniach jego włosy. Chłopak przycisnął ją mocniej do siebie, a jego dłoń powędrowała szybko pod jej bluzkę, ale nie miała ochoty mówić mu żeby przestał, było jej dobrze z jego dotykiem na skórze i cały czas chciała go więcej. Przycisnęła się jeszcze ciaśniej, wyrywając z jego ust mruknięcie. Przesunęła nogą po jego nodze, powoli wsuwając ją między jego nogi, a dłoń Shinpeia posuwała się wzdłuż jej pleców. Poczuła, że zapięcie stanika puściło bez oporu pod jego palcami, ale jeszcze nie miała ochoty powiedzieć nie.
Jęknęła cicho i wsunęła mu język głębiej do ust, a w tym samym momencie dłoń Shinpeia, jakby jej ruch był przyzwoleniem wsunęła się pod materiał stanika i zaczęła dotykać jej piersi. Momentalnie fala gorąca uderzyła jej do głowy.
- Masz doświadczenie, co? – mruknęła na chwilę odrywając się od jego ust.
- Za dużo mówisz – zaśmiał się cicho Shinpei, a jego dłoń zastygła na jej piersi i ciepłe palce wyczuwały drżenie delikatnej skóry. W tej chwili Shinpei pragnął bardziej niż mógł przewidzieć zrobić coś więcej, ale z Yulim nie chciał posuwać się nigdzie za szybko ani bez jej wyraźnej zgody.
Jej dłoń przesunęła się z jego szyi na klatkę piersiową i przez chwilę mierzyli się wzrokiem nic nie robiąc, chociaż Yulim wysuwała koniec języka i sunęła nim po wargach doprowadzając Shinpeia do nagłego gorąca w całym ciele. Przygryzł czerwone wargi, po czym wgryzł się w usta dziewczyny. Nie może tylko patrzeć! Wsunął język na jej podniebienie masując je delikatnie i zacisnął palce lekko na jej piersi, a Yuli jęknęła wprost w jego usta.
- Podoba ci się? – szepnął.
- Przecież – sunęła górną wargą po jego policzku czując całą sobą jego drżenie – wiesz... – wyszeptała trafiając w końcu w jego usta, którym Shinpei poddał się z przyjemnością. Przesunął dłoń z jej piersi na brzuch, czując niemal jak całe ciało Yuli krzyknęło żeby ręka została tam gdzie była, i chwycił krawędź jej bluzki, podsuwając ją wyżej, następnie zdecydowanym ruchem wrócił na opuszczoną pierś. Yulim przylgnęła do niego brzuchem, sama wsuwając swoje palce pod jego koszulkę.
Miał ochotę przewrócić ją na plecy podwinąć koszulkę, zostawić jej usta i całować i dotykać jej biustu, który napinał się pod jego palcami i samym tym sprawiał mu przyjemność. Noga Yulim zaciskała się coraz mocniej wokół jego ud i oboje czuli, że ta pozycja przestaje być wygodna i Yulim odruchowo przewróciła się na plecy ciągnąc za sobą chłopaka. Jedną dłoń miała teraz pod jego koszulką, a drugą na szyi i co jakiś czas ciągnęła go za kosmyk włosów opadających na kark, gdy ich pocałunki stawały się coraz intensywniejsze. Teraz jest wygodniej stwierdził Shinpei. Noga Yulim nadal znajdowała się pomiędzy jego, ale w o wiele lepszej pozycji. Przesunął dłońmi po brzuchu dziewczyny, sunąc w górę i podparł się na dłoni, wciąż nie odrywając od jej ust.
Czy to co do niej czuje jest chore? Nigdy nie chciał być z żadną dziewczyną tak blisko jak z nią, tylko....
Oderwali się od siebie i jak na komendę spojrzeli w drzwi. Odkąd zaczęli całować się po kątach stali się niezwykle wyczuleni na wszelkie kroki, które mogłyby ich nakryć.
Dźwięki nasiliły się, więc poderwali się na łóżku i Shinpei zaczął obciągać koszulkę, a Yulim męczyła się przez chwilę ze stanikiem, a nie mogąc go zapiąć ściągnęła cały i rzuciła za łóżko. Obciągnęła koszulkę i poprawiła włosy i w tym samym momencie do pokoju wszedł Changmin.
- I wtedy ona mi powiedziała – zaczęła Yuli - że takim tonem mam do niej nie mówić, rozumiesz coś z te... o cześć tato – uśmiechnęła się do ojca jak gdyby nigdy nic.
- Jeden dom, a trudno was znaleźć – stwierdził tata Changmin. – Shinpei chciałeś ze mną jechać, nie pamiętasz?
- Pewnie nie pamięta – przewróciła oczami Yuli.
- Więcej miałeś mi pomóc, ojcu – oznajmił, a Shin westchnął zrezygnowany.
- Dobra, dobra – mruknął.
- Słońce – Changmin spojrzał na córkę – wyciągnij coś na obiad, dobra?
- Do niej słońce, a do mnie ewentualnie synuuu? – oburzył się chłopak.
- Wolałbyś córko? – ojciec uniósł jedną brew i Shinpei stwierdził, że nie będzie z nim dyskutował w taki sposób.

Poprawiła pościel na łóżku chłopaków i poszła do siebie, najkrótszą droga – przez łazienkę – która łączyła dwa pokoje.
Tak, spojrzała z przyjemnością na znajomy rozgardiasz. U chłopaków był porządek tak sterylny, że wchodząc tam, nikt nie wierzył, że właściciele mają nierówno pod sufitem. Schowała bluzki wiszące na krześle do komody i opadła na łóżko. Położyła sobie poduszkę w kwiatki na brzuchu i przesunęła palcem po dekolcie aż na pierś, którą jeszcze przed chwilą dotykał Shinpei.
- Shin – szepnęła i wsunęła poduchę pod głowę zaczynając machać nogami zwisającymi z łóżka.
Pierwszy raz w życiu kogoś tak pragnęła. Parę randek z kolegami ze szkoły dawno temu czyli w zeszłym roku nie miało znaczenia, odkąd miesiąc temu pierwszy raz całowała się z Shinpeiem pragnienie żeby być obok niego, z nim, całować go, dotykać i być przez niego całowaną i dotykaną narastało w niej i narastało. Żeby tak któregoś dnia ten dom był pusty, powiedziałaby mu, że...
- Yulim idiotko – zbulwersowała się własnym myśleniem. Chciałaby, bardzo by chciała, żeby pocałunki zmieniły się coś więcej i chciała móc powiedzieć Hikari, że chce. Ale wolała nie myśleć co powiedziałaby siostra słysząc o niej i Shinpeiu, tak jak Shin nie chciał usłyszeć co powiedziałby Manpei i oboje nie chcieli wiedzieć jak zareagowało by ich rodzeństwo. Ostatecznie wychowywali się we czwórkę jako rodzeństwo, ale biologicznie nim nie byli, wiec odpadał im problem... ale pewnie stwierdziliby, że to chore i dziwactwo. Przewróciła się na bok i zetknęła nosem z misiem.
- Ale ja go chcę – szepnęła maskotce prosto w pluszowe usta.

*oji - z japońskiego: wuj

28 września 2010

Rozdział I

Tenshi wpatrywał się w gigantyczne okno, otwierające się na liczne pasy startowe, po których krążyły samoloty albo dopiero lądujące, albo zaczynające swój lot, a JiWoon po raz kolejny spoglądał na tablicę z lotami żeby upewnić się, że samolot z Osaki wyląduje dokładnie o 14:30. Sprawdzał to i rano, i po śniadaniu i gdy tylko weszli w obręb lotniska, i Tenshi powtórzył mu to kilka razy. Nie był przewrażliwiony, ale nie chciał żeby Yoku przez jego nieuwagę siedział w poczekalni i zastanawiał się czy w ogóle pamiętali o jego przyjeździe.
Jego syn znudził się obserwacją ogromnych maszyn i podszedł bliżej obracając w dłoni komórkę, którą oczywiście zaraz otworzył i wystukiwał coś w niezwykłym tempie.
- Zaraz powinien być – powiedział cicho, a Tenshi mruknął tylko: mhm, i pisał dalej.
- Jest tu kosz – odezwał się pierwszy raz od dawna w poszukiwaniu pojemnika, do którego mógłby wyrzucić gumę miętoszoną w ustach. Nie wypatrzył jednak żadnego i nadal żuł jednocześnie wpatrując się w telefon. Odkąd Tenshi przestał być małym słodkim chłopcem i stał się nieco mniej słodkim nastolatkiem coraz bardziej przypominał mu zmarłego brata i siebie przy okazji.
Chłopak zamknął klapkę telefonu i wsunął go razem z dłonią do kieszeni szerokich spodni.
- Czy ty nie masz czegoś co z ciebie nie spada? – zapytał spoglądając na jego ubranie z dezaprobatą. Co z tego, że kolory były fajne, skoro wszystko zwisało z niego jak z wieszaka?
- Schudłem – powiedział tylko znów wyciągając komórkę, bo zabrzęczała w jego schowanej dłoni.
- Bo jesz tylko kuksu – przypomniał.
- Ty też – zauważył poprawił spadające na oczy kosmyki włosów.
- I nic na mnie nie wisi – zauważył spoglądając na swoje jeansy.
- Może hormon chudnięcia ci zanikł – zasugerował Tenshi z lekkim uśmiechem w kącikach ust, a JiWoon pokręcił głową z niedowierzaniem, że to jego synek był kiedyś słodkim malcem.
- To on? – zapytał szturchając syna, gdy z wyjścia F jak było napisane nad drzwiami zaczęli wychodzić ludzie z samolotu z trasy Osaka – Seul.
Tenshi obrzucił wychodzących znudzonym spojrzeniem i nadal coś klepał na klawiaturze i w tej chwili Lio miał ochotę i jego klepnąć. Miał mu pomóc, a nie grać w głupie gierki.
- To on? – powtórzył chwytając go za ramię
- Tatoo, skąd mam wiedzieć? – jęknął.
- Ciotka przysłała ci zdjęcie – przypomniał. Mógł poprosić MaMey żeby przesłała mu na maila fotki swojego syna, bo teraz zaczynał się zastanawiać czy uda im się rozpoznać, czy odbierze właściwą osobę. Mogli jednak zrobić transparent z jego imieniem.
- Czekaj – Tenshi zaczął szperać w telefonie i po chwili zerkał raz na ekran, raz na drzwi i wychodzących stamtąd ludzi, który wyglądali jak zbita masa złączona ze swoimi walizkami i JiWoon starał się wypatrzeć jakiegoś młodego chłopaka, który będzie... właśnie jaki? Tenshi pokazywał mu zdjęcie, ale tydzień temu i nie zapamiętał jego wyglądu dokładnie lub przejęty nowym kontraktem i pracą nad nim mruknął tylko: aha.
Wzrok Tenshiego nadal sunął od zdjęcia do tłumu.
- To on? – spytał zniecierpliwiony JiWoon gdy spojrzenie syna zatrzymało się na kimś na dłużej.
- OHAYOOO! – wrzasnął nagle chłopak i ruszył do przodu, a JiWoon za nim, bo co prawda jeszcze nie wiedział do kogo jego syn woła jedynym japońskim słowem jakie pamięta, ale miał przed sobą zdjęcie Yoku, to może już go dostrzegł. – Ty jesteś Yoku? Han Yoku? – wypytywał chłopca, który stał przed nim kompletnie zaskoczony i na widok, którego JiWoon najpierw parsknął śmiechem, a po drugim spojrzeniu już nie było mu zabawnie. Chłopak nie musiał odpowiadać, to był Yoku. Niemożliwe, żeby ktoś obcy był tak podobny do JaeJoonga.
- Tak – chłopak speszony ściskał pasek plecaka coraz mocniej i mocniej.
- Jestem Tenshi, twój kuzyn – uściślił uśmiechając się wesoło.
- Cześć...
- Tato – zawołał na niego Tenshi, co znaczyło tyle samo co: nie ociągaj się.
- Cześć Yoku, dobrze, że jesteś – podszedł bliżej, nie wierząc, że to prawdziwa postać Yoku. Miał wrażenie jakby przeniósł się do przeszłości i Jae właśnie robi mu głupi żart nie poznając go i udając kogoś innego.
- Wuju – Yoku zgiął się w pół w głębokim ukłonie, a JiWoon nagle poczuł się głupio. Nie wiedział czy od tego ukłonu niemal do podłogi czy słowa wuj z ust, które wydawały się takie znajome.
- Cześć, cześć – poklepał go po ramieniu.
- Weźmy bagaże i jedźmy co – zaproponował Tenshi. – Jestem strasznie głodny – dodał zaplatając ręce za głową.
- Nie musieliście przyjeżdżać – zawstydził się Yoku i JiWoon pomyślał, że to słodkie.
- Nie żartuj. Obiecałem Jae się tobą zajmiemy – powiedział i popchnął go lekko w stronę ruchomego pasa, po którym wolno sunęły walizki i torby.


W czasie jazdy do domu wuja JiWoona zdał sobie sprawę, że polubi Tenshiego. Wyjeżdżając do Seulu na studia zastanawiał się jak to będzie nie tylko z nauką, obcym miastem i ludźmi, ale też mieszkaniem u Lio. Niby jego wuj, a przecież nie znali się, nie widzieli od trzynastu lat i byli dla  siebie obcymi ludźmi, z Tenshim tak samo. Pamiętał go ze zdjęcia w salonie, które w kolorowej ramce stało wśród innych, które na komodzie ustawiała jego mama, ku niezrozumieniu ze strony jego starszej siostry, która uważała, że to zawalanie i marnowanie przestrzeni.
Bał się, że jak razem zamieszkają będzie im przeszkadzał. U wuja JaeJoonga czułby się inaczej, mniej niepewnie, że jest gościem tylko z grzeczności, w końcu wuj Jae był bratem jego mamy. Lecz skoro już tak wyszło, mógł być jedynie wdzięczny, że wuj JiWoon zgodził się przyjąć go do siebie.
Przez całą drogę Tenshi coś mówił, niekoniecznie do niego, bo pomysły Yoku na to co powiedzieć skończyły się gdy wujek zapytał co u jego rodziny, a on odpowiedział mu, że wszystko dobrze. Rodzice zdrowi, Hotaru nadal studiuje, młodsze siostry są wciąż słodkie i urocze, a on? U niego wszystko w porządku. Nie przywykł do mówienia o sobie i zawsze na to pytanie miał odpowiedź, że dobrze i w porządku, licząc że nikt nie wpadnie na pomysł zadawania mu dalszych pytań.
Westchnął cicho i wyjrzał za okno. Jechali trasą okalającą Seul i z wysoko umieszczonej drogi mógł podziwiać całe miasto, zdecydowanie większe od Osaki. Mastudzie by się to spodobało, uwielbiał takie giganty, on też lubił duże miasta, ale cieszył się, że mieszka na obrzeżach Osaki i ma choć trochę spokoju gdy wraca do domu.
Pomyślał tęsknie o przyjacielu, bez niego będzie mu ciężko w nowym świecie.
Co on najlepszego zrobił? – wyrzucał sobie w myślach, jednym uchem słuchając Tenshiego, który coś mówił, na szczęście do wuja. Po co pchał się na tę wymianę, po co słuchał, że to fajne, można się wiele nauczyć, a uniwerek w Seulu jest świetny i to mu pomoże w przyszłości. Dlaczego zawsze musi kogoś posłuchać?
- Wszystko w porządku Yoku – wuj zerknął na niego zaniepokojony.
- Tak, jestem tylko zmęczony – uśmiechnął się i postanowił nie wyglądać jak dziecko siłą wywiezione na kolonie.
- Jeszcze piętnaście minut – oznajmił Tenshi i otworzył telefon, co Yoku poznał po cichym brzęku klapki rozsuwanej w ciągu godzinnej jazdy z niezwykłą częstotliwością.

Nie pamiętał domu wujów. Nie umiał sobie nawet przypomnieć czy kiedykolwiek tu był, ale teraz z plecakiem na ramieniu i niewielkim kartonem w dłoniach stał i patrzył się na jasnożółty budynek.
- Podoba ci się? – wuj stanął obok i uśmiechnął się do niego jakoś tak... dziwnie.
- Bardzo – przyznał zgodnie z prawdą i pokiwał głową.
Wyobrażał sobie jego dom, jako coś niezwykle nowoczesnego. Sam nie wiedział – szklane ściany, ascetyczne wnętrza, ogród z kamykami i zero trawy – zamiast tego stał przed domem, który na pierwszy rzut oka wydawał się przytulny. Dwupiętrowy z niewielkim gankiem i garażem, pod który podjechali.
Tenshi wyszedł z samochodu i podciągnął spodnie.
- Załóż coś mniejszego – westchnął JiWoon pomagając mu z walizkami, a Yoku uśmiechnął się do kuzyna, który mocniej zacisnął pasek.
- Wtedy nie byłbym stylowy – powiedział zerkając na ojca.
- Teraz jesteś jak wielki worek – Yoku uśmiechał się wesoło słysząc przekomarzania ojca i syna. W swoich wizjach, wyobrażał sobie, że po rozpadzie rodziny są mniej swobodni i pogodni. Nie spodziewał się depresji któregoś ani spazmatycznych płaczów, ale miał inne wyobrażenie o tym jak człowiek zachowuje się po rozstaniu z kimś z kim był kilka lat. Chociaż, co on może wiedzieć, nigdy nie był w żadnym związku.
- Dam radę wuju – chciał wyrwać mężczyźnie torbę z ręki, ale powstrzymał go szybkim ruchem.
- Otworzę wam – oznajmił Tenshi wymigując się od pomocy ojcu.
- Zostaw – popchnął go w stronę ganku – chcę ci pomóc – dodał czując się dziwacznie beztrosko. Zabawne jakby w jednej sekundzie ubyło mu lat, musi mieć dzisiaj naprawdę dobry dzień skoro tak się czuje.
- Jesteśmy Fanta, leć na dwór – Tenshi czekał na nich przy otwartych drzwiach jednocześnie przemawiając do jamnika, który skakał przy jego nogach, a wyczuwając jego i Lio rzuciła się w ich stronę z szalonym, radosnym szczekiem.
Yoku lubił zwierzęta, ale nie do końca był przekonany do psów mniejszych niż jego golden, chociaż Fanta wyglądała na pociesznego zwierzaka, który po okręceniu się parę razy w koło pobiegł w przeciwną stronę niewielkiego ogródka.
- Nareszcie – ledwo weszli i Yoku zdołał rozejrzeć się po pomieszczeniu, przywitał ich dziewczęcy głos.
- Czekamy i czekamy – dodał... ten sam lub niezwykle podobny.
- Nie tak łatwo wrócić z lotniska – oznajmił Tenshi wchodząc do kuchni i wybierając z kosza na owoce wielkie jabłko, a Yoku zamrugał kilka razy powiekami i mocniej ścisnął trzymany w ręku karton. Widzi podwójnie, poczwórnie niemal.
Odetchnął głęboko. Spokojnie Yoku, to wynik stresu, ciśnienia w samolocie, nowego domu, wcale nie widzi dwóch identycznych chłopaków i dwóch identycznych dziewczyn.
- Nie zwariowałeś – uśmiechnął się jeden z klonów. – Jesteśmy bliźniętami.
- Nie żartuj – doszedł do siebie. Fakt, przecież to oczywiste.
- Shinpei – podszedł do niego szybko i podał mu rękę. – Manpei – drugi pojawił się tuż obok i Yoku już dostawał oczopląsu.
- Hikari – jedna z dziewczyn zeskoczyła ze stołka i z rękami na plecach podeszłą do niego uśmiechając się radośnie, aż musiał odwzajemnić ten gest.
- I Yulim – Tenshi przedstawił drugą bliźniaczkę, która zsunęła się z blatu stołu, na którym siedziała.
- Jesteś słodki – oświadczyła stając obok siostry. – Prawda Hiki? – objęła siostrę za szyję, a jeden z bliźniaków spojrzał na nie z dezaprobatą.
- Siostry – mruknął, a Yoku nie miał pojęcia, który jest który.
- Serio, jesteś uroczy – uśmiechnęła się wesoło Hikari.
- I nie wyglądasz na Japończyka – któryś z bliźniaków postukał się palcem w brodę i przyglądał mu uważnie.
- To przez jasne włosy – dodał drugi również obserwując go uważnie.
- Właśnie to jest takie super – oznajmiła Yulim, tonem mówiącym, że jak któryś z braci zaprzeczy to będzie musiał z nią mieć do czynienia.
- Dajcie mu spokój, bo będzie chciał wrócić do Japonii – wtrącił się JiWoon, który dopiero wszedł do domu ściskając w jednej dłoni torbę, a druga zamykając drzwi.
- Czy to znaczyło: idźcie sobie, wuju? – zapytał jeden z bliźniaków.
- Ładnie – pokiwała głową bliźniaczka.
- A my ci tego grillowanego kurczaka pilnowaliśmy – dodała druga.
- Choć teraz wygląda mało smacznie – dodał drugi z chłopaków, a może pierwszy. Yoku stał przed nimi skołowany.
- Yoku dopiero przyleciał – uśmiechnął się do niego wuj, a on spuścił oczy jeszcze bardziej na swoje kolorowe buty – dajcie mu odetchnąć, za kurczaka dziękuję, a teraz idźcie przeszkadzać ojcom, bo zapomną, że mają dzieci.
- Słyszeliście co tata powiedział – zaśmiał się Tenshi wciąż gryząc wielkie jabłko.
- Dobra, dobra – westchnął bliźniak.
- Ale tracicie nasze cenne towarzystwo – dodał drugi.
Yoku patrzył jak cała czwórka wychodzi, rzucając do siebie jakieś kilka słów i poszturchując się wzajemnie i nie wierzył, że to możliwe. Dwie pary bliźniąt na powitanie to coś czego jeszcze nie widział, tak naprawdę nie miał w życiu do czynienia z bliźniakami.
- Jest szansa, że będą nosić plakietki z imionami? – zapytał nieśmiało.


Pogłaskał malutki listek drzewka bonsai. Yoku przyniósł je kilka minut temu do kuchni i z nieśmiałą miną, która zaczęła go tak rozczulać postawił doniczkę na blacie i powiedział, że to prezent. Zdążył tylko powiedzieć dziękuję, bo przyszedł Tenshi z głośnym krzykiem:
- Yoku, chodź pomogę ci się rozpakować – i zabrał chłopaka do jego nowego pokoju, a Lio poszedł do swojego gabinetu i ustawił roślinkę na biurku. Miał nadzieje, że nie ususzy jej za szybko. Nie miał ręki do kwiatów, dlatego nie było ich w domu więcej niż dwie niewielkie skrzynki na balkonie. Jae kiedyś hodował w salonie kilka kwiatów, jeden podobno miał świecić w ciemności, ale chociaż spędzili przy nim długie godziny z wyłączonym światłem, nic nigdy nie błyszczało na roślinie. Jae siadał wtedy naprzeciwko rośliny, wydymał usta i pytał ją:
- Dlaczego?
JaeJoong... dawno już nie myślał o ich przeszłości. Nalał małemu drzewku wody.
Nie miał do Jae żalu, że go zostawił i to dla Yunho.... Gdy usłyszał z ust męża, że ma romans i to nie jest zwykła przelotna przygoda i chce odejść, nawet nie poczuł żalu, zgodził się bardzo szybko uważając, że faktycznie między nim, a Jae nie ma już jakiejś szczególnej pasji, namiętności, miłości za to jest dużo przyzwyczajenia do bycia razem. Jae mówił długo, że to jego pracoholizm, nie zwracanie uwagi i bla bla bla i po tym gadaniu JiWoon poczuł się wściekły. Tak jakby JaeJoong nie wiedział z czym wiąże się własna firma, jasne, że pracował, ale ktoś musiał utrzymywać dom i rodzinę. I w czasie chwilowej separacji gdy Jae już się wyprowadził i po rozwodzie JiWoon przeżył wszystkie fazy wściekłości i irytacji na męża, i byłego męża. Nie miał dla niego i dla Tensha dużo czasu: spotkania, firma, ale lubił się tym zajmować. Najpierw wszystko wydawało mu się normalne, później, gdy o tym myślał po rozwodzie widział, że normalnie nie było. Nie rozmawiali, nie wygłupiali się jak kiedyś, nie siedzieli przytuleni, nie kochali się, a przynajmniej robili to rzadko. Jae próbował kilka razy uwieść go kolacją, kąpielą przy świecach, ale stopniowo przestał, a gdy zorientował się, że dla Lio noce z nim są często tylko rozładowaniem stresu po całym dniu przestali w ogóle. Potem dowiedział się, że w tym samym czasie jego romans z Yunho zaczął się na dobre. Nie wiedział czy bardziej był wściekły na to, że Jae go zostawia, czy na to, że dla Yunho. Zawsze wiedział, że między nimi przyjaźń jest inna niż między Jae i Changminem. Gdyby JaeJoong zdradził go z Channiem byłby zaszokowany, ale po tym co zrobił miał ochotę powiedzieć: wiem, zawsze wiedziałem, tylko po co do cholery tyle lat byłeś ze mną? Ale tego nie powiedział. Rozwiedli się spokojnie, bez kłótni, popisów, podzielili między siebie to co przez dwadzieścia kilka lat było wspólne i ustalili, że Tenshi zamieszka z nim. Gdyby chciał pozwoliłby mu zamieszkać z JaeJoongiem, ale Tenshi stwierdził, że nie chce mu się przeprowadzać i do taty Jae będzie wpadać. Jak na czternastolatka, którym był w momencie ich rozwodu przyjął to całkiem dobrze.
Zostawił roślinkę w spokoju, bo zagłaszcze jej liście na śmierć. Sięgnął po paczkę papierosów lezących na biurku i podszedł do otwartego okna, z którego popłynęły po chwili smużki dymu. Skłamałby mówiąc, że nie brakowało mu Jae, przynajmniej w pierwszych miesiącach. Nie czuł do niego tego co dawniej, ale bycie z kimś tyle lat doprowadza do wielu przyzwyczajeń. Brakowało mu dawnego Jae, nie tego z którym mieszkał ostatnie dwa lata, ale tego szalonego chłopaka, który wchodził do pokoju, siadał na biurku i gadał o czymś dziwnym, który gotował coś pysznego ubrany tylko w stringi, przynajmniej póki Tensha nie było z nimi, brakowało mu nocy z nim. Po rozwodzie spędził kilka nocy z kobietami, których teraz nawet nie kojarzył i jedną czy dwie z facetami, którzy przez jego wytwórnię chcieli zrobić karierę, ale to nie było to. Uprawiał z nimi seks, ale nie byli Jae, nie mieli jego zapachu, jego skóry, jego ciepła, nie rozchylali ust jak on, dziwił się, że myślał o JaeJoongu w takich chwilach najbardziej, ale nie mógł nic na to poradzić.
Strzepnął popiół do popielniczki, która zawsze stała na parapecie.
Po co dzisiaj o tym myśli? To przez Yoku, uśmiechnął się na myśl o chłopaku, jest taki podobny.
- Tato co z tym kurczakiem? – Tenshi pojawił się nagle w progu i uwiesił framugi kiwając na niej w przód i w tył. – I tak już wygląda jak bełt, ale jeszcze da się zjeść – zauważył.
- Wyciągnij talerze – polecił zamykając okno.
- Znów ja – westchnął chłopak jakby odwalał w domu całą brudną robotę.
- Ja tego kurczaka kupiłem – przypomniał.

- Ja ci wszystko pokażę Yoku – oznajmił Tenshi przełykając dużą porcję chleba i zaczął wycierać tłuste ręce w papierową serwetkę. – To się tylko wydaje końcem świata, ale nie jest tak źle – uspokoił gdyby kuzyn był przestraszony, że mieszka tak daleko od centrum i nie będzie mógł swobodnie, w każdej chwili wyjść na miasto. – Metro jest blisko, znośne sklepy też blisko... Mogę ciastko? – zapytał patrząc łakomie na leżące na talerzyku ciastka z wróżbą, które Yoku przywiózł ze sobą.
- Bierz – podsunął mu je ojciec.
- Ty też weź wujku – powiedział Yoku, a tata wziął swoje ciastko chociaż niedawno stwierdził, że jest za stary na słodycze i nie powinien ich jeść. – Dziękuję wuju, że mogę u was mieszkać – powiedział po raz trzeci czy czwarty dzisiejszego dnia obracając w dłoni niewielkie ciacho, które Tenshi zdołał już rozdzielić na dwie połowy i wyciągnąć karteczkę.
- Daj spokój – JiWoon machnął ręką i złamał swoje na dwie części. – To nie żaden kłopot, u Jae nie miałbyś tyle miejsca, a i w centrum miasta nie jest najciekawiej – stwierdził krzywiąc się lekko i rozwinął kawałek papieru z wróżbą.
- Co masz? – szturchnął go Tenshi.
- „Bądź uważny” – przeczytał marszcząc nos. Co to, zapowiedź wypadku? – A wy? – spojrzał na chłopców.
- „Długa podróż odmieni twoje życie, rozglądaj się dobrze wokół siebie” – przeczytał Yoku spoglądając na niego dużymi oczami, jakby JiWoon miał mu wyjaśnić co to znaczy.
- Tenshi...
- „Bądź miły dla innych, a odpłacą ci się tym samym” – przeczytał ze skrzywioną miną. – Pierdoły – powiedział. – Za co? – oburzył się gdy JiWoon pacnął go w głowę.
- Za pierdoły – wyjaśnił spokojnie i wziął do ręki kromkę chleba czosnkowego. Nie miał wielkiego pomysłu na kolację dla gościa, a propozycja Tenshiego żeby zamówić sushi albo pizzę wcale mu nie pomogła.
- Wezmę jeszcze jedno – oświadczył i sięgnął przez cały stół po talerz, a Yoku uśmiechał się lekko i JiWoon zastanawiał się jakim cudem, rok różnicy między tymi chłopakami sprawia, że są tacy różni od siebie. – „Bycie miłym popłaca. Świat staje się piękny gdy żyjesz w zgodzie z nim” – przeczytał i westchnął wymownie, ale już nic nie powiedział. Zmiął papierek w kulkę i wrzucił między kości z kurczaka fantazyjnie leżące na jego talerzu. – Mogę jeszcze? – zapytał, ale zanim któryś zdołał odpowiedzieć kawałek kurczaka już wylądował na talerzu Tenshiego, który zabrał się do niego z niezwykłym apetytem.


Głupio mu było wędrować po ciemku po obcym domu. Pewnie za miesiąc, dwa, trzy przyzwyczai się i nie będzie myślał, że jest tu na wakacjach, ale naprawdę tutaj mieszka. Ciężko przyzwyczajał się do nowych miejsc. Dom był bardzo ładny i pokoje przyjemne, gdy po raz pierwszy wszedł do salonu miał ochotę zapaść się w kanapę, która wydawała się wyjątkowo miękka.
Wymacał poręcz schodów. Nie chciał włączać lampy na korytarzu żeby przypadkowe światło nikogo nie obudziło i starał stąpać po podłodze na palcach.
Pierwszy schodek, drugi, trzeci prosto w ciemną czeluść na dole.
Szósty, siódmy, jeszcze kilka i jest. Rozejrzał się po cichym parterze i już pewniej, na całych stopach wszedł do kuchni. Miał nadzieje, że szklanki są na widoku i nie będzie musiał szukać po szafkach, bo mogłoby coś spaść lub wypaść i narobić hałasu. I co by sobie wuj JiWoon pomyślał? Że jest na przeszpiegach? Na szczęście dwie szklanki stały w zlewie więc umył jedną i zajrzał do lodówki, bo żadna woda nie stała na blacie. W dalszym ciągu czuł się głupio zaglądając do obcej lodówki, w obcej kuchni i w obcym domu. Co z tego, że wuj powiedział: czuj się jak u siebie, on też by mu tak powiedział gdyby wuj przyjechał do nich. Eh, nagle zatęsknił za domem i za rodziną. Wyciągnął sok i nalał do szklanki, po czym wpatrywał się w pomarańczową zawiesinę. Głupie, prawda? Ma 19 lat, a jeszcze tęskni za rodziną, eh... Prawdziwym mężczyzną to on nie jest.
Odłożył sok na miejsce, ścisnął w dłoni szklankę i równie cicho jak zszedł starał się dotrzeć na piętro.
Jeden, dwa, trzy – liczył schody wpatrując się w ich ciemną masę. Nie chciał się wywalić. Jutro ma jechać na uniwersytet, a nie siedzieć w domu ze skręconą kostką. Dziesięć...
I jest u góry – ucieszył się.
- Aaa – nie mógł powstrzymać nagłej reakcji, chociaż zaraz zakrył usta ręką i jakimś cudem nie upuścił szklanki na podłogę gdy zderzył się z kimś w ciemności. – Wuju – westchnął widząc, że to on a nie żaden duch czy psychopatyczny morderca.
- Obaj mamy problem ze spaniem – uśmiechnął się do niego mężczyzna.
- Taaa, chciałem pić – wyjaśnił stukając palcem w szklankę. Niech nie myśli, że biega po jego domu w jakimś innym celu.
- Tak jak ja – wyjaśnił wuj.
- Masz – wcisnął mu do rąk szklankę, nawet nie patrząc czy mężczyzna chce czy nie. – Nie będziesz musiał schodzić – dodał na swoje usprawiedliwienie i szybko go wyminął. – Dobranoc wuju – powiedział zawstydzony.
- Dobranoc Yoku – usłyszał za sobą cichy głos.